Następne dni minęły bardzo szybko. Łukasz już przyzwyczaił się do Nory. Od wczoraj zaczął wstawać wcześnie, a bliźniacy uczyli go różnych magicznych sztuczek.
Co jakiś czas pytał się, czy będzie się uczył w Hogwarcie. Jednak ja wciąż nie wiem, czy na to pozwolę. Zbiera się na bitwę z Voldemortem i jego śmierciożercami. Nie mogę pozwolić na naukę - przynajmniej nie teraz. - to mówiłam za każdym razem pani Weasley, kiedy podtrzymywała zdanie brata.
Co jakiś czas pytał się, czy będzie się uczył w Hogwarcie. Jednak ja wciąż nie wiem, czy na to pozwolę. Zbiera się na bitwę z Voldemortem i jego śmierciożercami. Nie mogę pozwolić na naukę - przynajmniej nie teraz. - to mówiłam za każdym razem pani Weasley, kiedy podtrzymywała zdanie brata.
Harry'ego i jego przyjaciół prawie nie widywałam. Czułam się dziwnie w jego obecności. Nie potrafiłam tego racjonalnie wytłumaczyć.
Dzień przed weselem Billa i Fleur, przyleciała moja sowa. Jak mnie tu znalazła? Nie wiem. Do nóżki miała przywiązane mnóstwo listów. Odwiązałam je i otworzyłam jeden z nich - należał do George'a. Przeleciałam wzrokiem po kartce - Co u ciebie słychać? Kiedy się zobaczymy?
Otworzyłam kolejne trzy - również od bliźniaków. Czemu nie odpisujesz? Coś się stało?
Spojrzałam na czarodziei przy stole. Państwo Weasley, państwo Delacour wraz z Gabrielle przyglądali mi się wyczekująco.
Spojrzałam na czarodziei przy stole. Państwo Weasley, państwo Delacour wraz z Gabrielle przyglądali mi się wyczekująco.
- To coś ważnego? - spytał jeden z bliźniaków.
- Nie.. to od was - spojrzałam na braci i uśmiechnęłam się. - Mam teraz odpisać?
- No pewnie! - powiedział George.
Porwał kanapkę z mojego talerza i wyszedł do ogrodu. Dopiero teraz zauważyłam jaka byłam głodna. Od przybycia do Nory niewiele jadłam.
Chwilę później do kuchni przyszedł zaspany Harry. Wszyscy zaczęli składać mu życzenia urodzinowe. Również dołączyłam się do życzeń. Podczas gdy Harry rozpakowywał prezenty, usiadłam na krześle i głęboko się zamyśliłam. Wciąż trzymałam w sobie wszystkie nagromadzone problemy.
Chwilę później do kuchni przyszedł zaspany Harry. Wszyscy zaczęli składać mu życzenia urodzinowe. Również dołączyłam się do życzeń. Podczas gdy Harry rozpakowywał prezenty, usiadłam na krześle i głęboko się zamyśliłam. Wciąż trzymałam w sobie wszystkie nagromadzone problemy.
- Czym się martwisz? - spytała Fleur.
- Niczym... - odparłam.
- Jesteś pewna? Widzę, że wyglądasz na zmartwioną.
- Wszystko jest OK.
- Jakbyś chciała pogadać, to wiesz gdzie jestem - położyła dłoń na moim ramieniu
- Jasne. Dzięki - powiedziałam.
Fleur obdarzyła mnie uśmiechem i wyszła razem z Billem z domu.
Jej angielski był coraz lepszy. Tylko został jej jeszcze francuski akcent. Tak jak u mnie został polski akcent.
Przymknęłam oczy. W mojej podświadomości ukazały się obrazy Sudetów, Bałtyku, Warszawy, Gdańska, Sandomierza... Najdłużej widziałam mój dom na Podlasiu. Widziałam uśmiechających się przyjaciół, sąsiadów... Tak bardzo za nimi tęskniłam. Oczywiście, że mogłam się deportować do Polski, ale teraz Brytania była moim nowym domem.
Poczułam jak ktoś gwałtownie mną potrząsa.
- Dziecko! Nic ci nie jest? - krzyknęła pani Weasley.
Otworzyłam oczy, pani Weasley wyglądała na bardzo przestraszoną.
- Chwała Merlinowi, nic ci nie jest. Tak się bałam, że zemdlałaś..
- Spokojnie, nic mi nie jest.
- Płakałaś. Wszystko jest w porządku?
- Przypomniałam sobie mój dom, mój kraj..
Pani Weasley tylko potrząsnęła głową.
Nie miała1m pewności, czy ona wie, jak to jest opuścić swój kraj.. Wiem jednak, jak czuła się Fleur. Obie mieszkałyśmy kilkanaście lat w kraju, gdzie się urodziłyśmy, a potem nagła przeprowadzka do całkiem obcego kraju.
- Pani Weasley, czy pani mieszka w Anglii od urodzenia?
- Tak, ale proszę mów mi po imieniu - jestem Molly.
- Dobrze.
Na tym urwała się nasza rozmowa, ponieważ do kuchni wbiegł Łukasz z rozciętym palcem. Molly zajęła się nim, a ja poszłam do ogrodu pomóc w przygotowaniach do wesela.
Chłopacy razem z panem Weasley'em dokańczali dekorowanie namiotu, kiedy podeszłam do nich.
- W czymś mogę pomóc? - spytałam.
- Już nie, skończyliśmy - powiedział pan Weasley.
Cofnęłam się parę kroków w tył, aby lepiej przyjrzeć się namiotowi. Jego biało-perlisty kolor wyglądał świetnie w otoczeniu zieleni i złotych kolb kukurydz.
- Świetna robota, panowie - powiedziałam.
Chłopacy podeszli do mnie i również spojrzeli na swoje dzieło. Złota flaga na czubku namiotu furkotała na wietrze.
- To trzeba poprawić - powiedział pan Weasley.
Machnął różdżką, a flaga falowała teraz bezgłośnie.
- Od razu lepiej - westchnął.
Chłopacy razem z panem Weasley'em dokańczali dekorowanie namiotu, kiedy podeszłam do nich.
- W czymś mogę pomóc? - spytałam.
- Już nie, skończyliśmy - powiedział pan Weasley.
Cofnęłam się parę kroków w tył, aby lepiej przyjrzeć się namiotowi. Jego biało-perlisty kolor wyglądał świetnie w otoczeniu zieleni i złotych kolb kukurydz.
- Świetna robota, panowie - powiedziałam.
Chłopacy podeszli do mnie i również spojrzeli na swoje dzieło. Złota flaga na czubku namiotu furkotała na wietrze.
- To trzeba poprawić - powiedział pan Weasley.
Machnął różdżką, a flaga falowała teraz bezgłośnie.
- Od razu lepiej - westchnął.
Wieczorem była kolacja urodzinowa dla Harry'ego. Pojawił się Hagrid, Lupin z Tonks i Charlie. Kiedy wszyscy usiedliśmy do stołu w ogrodzie, Molly przyszła z wielkim tortem w kształcie znicza w wielkości piłki plażowej.
- Z drogi, z drogi - zaintonowała.
W tym momencie nastała cisza. Na stole wylądował patronus w postaci łasicy, która przemówiła głosem łudząco podobnym do głosu pana Weasley'a:
- Towarzyszy mi Minister Magii.
Po tym łasica się rozpłynęła w powietrzu. Nagle Lupin i Tonks wstali.
- Nie powinno nas tu być. Harry, przepraszam, wyjaśnię ci to innym razem.
Złapał Tonks za nadgarstek i przeskoczyli przez płot.
- Minister.. Ale dlaczego? Nie rozumiem... - powiedziała Molly.
W tym samym momencie do ogrody wszedł pan Weasley i Rufus Scrimgeourem - Ministrem Magii. Przeszli szybko przez ogród.
- Przepraszam, że przeszkadzam. Zwłaszcza, że widzę, iż psuję przyjęcie. Wszystkiego dobrego - spojrzał na tort, a potem na Harry'ego.
- Dzięki - odpowiedział.
- Chciałbym zamienić z tobą słówko na osobności. A także z panem Weasleyem i panną Granger.
- Z nami? Czemu z nami? - zapytał zaskoczony Ron.
- Powiem wam, jak znajdziemy się w jakimś odosobnionym miejscu. Jest tu takie? - spytał minister.
- Oczywiście. W, eee, salonie, czemu nie - powiedziała Molly.
- Prowadź. Nie musisz nam towarzyszyć Arturze.
Cała czwórka zniknęła w Norze.
Nagle ożyły dyskusje i hipotezy przybycia niecodziennego gościa. Nie chciałam uczestniczyć w tej rozmowie, więc odwróciłam się plecami do wszystkich i spojrzałam na nocne niebo. Nie było prawie nic widać. Eh, te przeklęte chmury, pomyślałam.
Po kilku minutach usłyszeliśmy podniesione głosy, dobiegające z salonu. Państwo Weasley podnieśli się i weszli do Nory. Chwilę potem z domu wyszedł wściekły minister. Bez pożegnania ulotnił się.
- A jemu co się stało? - spytał mosieur Delacour.
Po jakimś czasie pojawiła Molly, pan Weasley i reszta. Harry, Ron i Hermiona dostali coś od ministra. Była to książka z baśniami, znicz i deluminator. Każdy oglądał te prezenty i podawał dalej. Okazało się, że ta trójka otrzymała spadek do starym Dumbledorze. Widziałam jak oczy zaświeciły się bratu, kiedy w dłoni obracał złoty znicz.
- Coś czuję, że będziesz grał w quidditcha - powiedziałam.
Łukasz popatrzył na mnie, a kiedy miał odpowiedzieć na stole pojawiła się kolacja. Szybko odśpiewaliśmy "Sto lat" a każdy z nas dostał kawałek urodzinowego tortu.
Tort przepyszny. Patrzałam jak Łukasz wcinał już trzeci kawałek ciasta.
- Opanuj się, kolego - szturchnęłam brata. - Będzie ci niedobrze od tej słodyczy.
- Nie będzie - odpowiedział, ale już nie wziął kolejnej porcji.
Kiedy skończyło się przyjęcie, wszyscy schowali się w Norze. No prawie wszyscy. Hagrid rozbił namiot w ogrodzie, bo nie zmieściłby się w Norze.
Kiedy Łukasz zasnął, wróciłam do ogrodu. Na drzewach wciąż wisiały czerwone wstążki Hermiony. To ona również zmieniła kolor liści na złoty. Podparłam się łokciami o drewniany płotek i popatrzałam przed siebie. Po jakimś czasie przyszedł do mnie George.
- Co tam, TUNIA - zaakcentował moje nowe przezwisko.
- A nic, a tam?
- Możesz powtórzyć? Bo nie usłyszałem - zaśmiał się, łapiąc się za bandaż.
Jego ucho powoli się goiło, ale i tak codzienne oczyszczanie rany było męczące nie tylko dla niego, ale i dla mnie. Zażyczył sobie, aby to ja musiała go obsługiwać.
- Lepiej się już czujesz? - spytałam.
- Znakomicie.
Świetny odcinek ! TUNIA ^-^
OdpowiedzUsuńOł jea . ;p
Tunia? Hmm. Skąd ja to znam?
OdpowiedzUsuńOdcinek super.
Mam nadzieje, że już w kolejnym odcinku pojawi się wybranek Anabeth.
Lily nazywała ciotkę Petunię Tunia XD
OdpowiedzUsuńOdcinek jak zwykle zajebisty !!!
Naprawdę? Nie wiedziałam. Ale teraz już wiem. Dzięki :)
UsuńNawet nie zamierzałam takiej ksywki dawać, samo tak wyszło.
nie ma ja to przezwiska szkolne Tunia hahaha rozdział genialny
OdpowiedzUsuń