niedziela, 23 grudnia 2012

Odcinek 12.

Chciałabym życzyć wszystkim czytelnikom zdrowych i spokojnych świąt. Wymarzonych prezentów i niezapomnianego Sylwestra a Nowy Rok niech stanie się lepszy od poprzedniego. Życzę Wam, abyście cieszyli się życiem - czeka nas wiele końców świata ;) - bo nigdy nie wiemy, co czeka nas za rogiem. Życzę Wam również miłości ze strony rodziny i przyjaciół, bo to jest najpiękniejsza miłość, jaką możesz poczuć.


ODCINEK 12.


Już miałam dość. Powoli traciłam ostrość obrazu i by po pewnym czasie widzieć już tylko mroczki przed oczami. Nie widziałam już nic prócz ciemności. Złapałam oparcie jednego z krzeseł, o które się potknęłam. Czułam jak sukienka stała się śliska na plecach. Wyczułam też zapach krwi. To nie możliwe, żeby ktoś z nich poczęstował mnie zaklęciem Sectusempry. Przecież wiedział o nim tylko Severus, a on nauczył mnie tego urok. On by mnie nie zaatakował. Nie mógłby... 

Obudził mnie tępy ból pleców. Otworzyłam nieśmiało oczy i krzyknęłam z bólu. Przez okno wlewało się jasne światło dzienne. Musiało być już południe.
W pokoju było tak jasno, że przez moment myślałam, że oczy mi wypali.
Kiedy przyzwyczaiłam się do światła, do pokoju weszła Molly.
- Nareszcie się obudziłaś, dziecko.
- Co to znaczy "nareszcie"? - spytałam.
- Spałaś prawie 4 dni. Ale to dobrze, przynajmniej żyjesz.
- Co się stało?
- Nie pamiętasz? - powiedziała niepewnie.
Zamknęłam oczy, starając sobie przypomnieć cokolwiek. Trudno mi było zmusić mój mózg do powrotu z wakacji, dlatego miałam trudności z przypomnieniem sobie czegokolwiek.
- I jak? - spytała. - Przypomniałaś sobie coś?
- Niezbyt.
- Spokojnie. Z czasem pamięć wróci.
Jak na zawołanie przed moimi oczami ukazał się obraz walki. Tu, w Norze. A raczej w ogrodzie przed domem. Byliśmy w namiocie weselnym Billa i Fleur. Byłam tam ja, Molly, bliźniacy, rodzice Fleur, Tonks i Lupin i oni - śmierciożercy. Wiele czarodziejów się deportowało. Moje spotkanie z blondynem. Zaklęcie Cruciatus.
- Zaatakowali nas, prawda?
- Tak. Ale tylko ty ucierpiałaś.
- To dlatego nie mogę wstać, prawda?
- Tak. Ktoś potraktował cię podobnym zaklęciem, jakim George stracił ucho.
- Sectusempra... Jednak się nie myliłam - mruknęłam na tyle cicho, aby Molly nie usłyszała.
- Zaraz ci pomogę wstać - powiedziała.
Molly podeszła do mnie i wyciągnęła do mnie ręce. Złapałam je i podciągnęłam się. Syknęłam z bólu, opadając na poduszki. Rany najwyraźniej musiały się rozerwać, bo znów poczułam metaliczny zapach krwi.
- Spokojnie... Spróbuj jeszcze raz - powiedziała.
- Ale moje plecy. One krwawią...
- Spokojnie. Podnieś się, potem cię opatrzę.
Objęła mnie ramionami i uniosła mnie lekko w górę. Spróbowałam ponownie wstać. Tym razem się udało. Bez bólu jednak się nie obeszło. Przez przypadek dotknęła moje rany.
- Jesteś w stanie sama się ubrać, czy ci pomóc? - spytała.
- Postaram się ubrać sama.
- Dobrze, jakby coś to mnie zawołaj.
- Dziękuję.
- Pewnie jesteś głodna, zaraz będzie śniadanie. A raczej obiad - powiedziała Molly, wychodząc z pokoju.
Wykorzystując okazję, podeszłam do lustra, które stało obok drzwi. Podwinęłam bluzkę i spojrzałam na odbicie pleców w wyczarowanym przeze mnie lustrze. W tafli ujrzałam trzy cięcia na całej szerokości mleczno-białych pleców. Na brzegach ran błyszczały szkarłatne krople krwi. Niektóre z nich zdążyły już wypłynąć, zostawiając za sobą ciemnoczerwone wstążki.
Machnęłam różdżką i kopia lustra zniknęła. Zdjęłam koszulkę i powiesiłam ją o oparcie łóżka. Weszłam do łazienki Percy'ego. On jako jedyny z dzieci Weasley'ów miał w swoim pokoju łazienkę.
Obmyłam delikatnie plecy. Umyłam włosy, które zrobiły się kilka odcieni ciemniejsze. Może na starość mi brązowieją? Wróciłam do pokoju. Wyciągnęłam różdżkę i zmieniłam piżamę na jeansy i białą tunikę. Spięłam włosy w luźny ogon.
Zeszłam do kuchni. Przy stole siedziała Ginny a obok krzątała się Molly.
- Chłopaków nie ma, są w sklepie. Tak, Lukas jest z nimi - powiedziała Ginny.
- Już jesteś. Usiądź do stołu.
Nie wiele rozmawiałyśmy przy obiedzie. Nowożeńcy wczoraj pojechali uczcić swój związek. Ach... Jak ja im zazdrościłam. Tak bardzo chciałabym spędzić cały tydzień z Severusem. Tylko my. We dwoje.
ŁUP!
Moje rozmarzenie przerwał wielki ptak, który wleciał w szybę. To była rodzinna sowa Weasley'ów.
- Errol! - krzyknęła Ginny.
Podeszła do okna i wzięła na ręce sowę, z której wyleciało parę piór. W sumie to niewiele jemu ich zostało. Do jego nóżki był przywiązany jeden list.
- Ehym.. Anabeth, to do ciebie - Ginny podała mi kopertę.
Spojrzałam na kartkę. Moje serca zaczęło bić jak oszalałe. Jednak myślał o mnie. Spojrzałam na Molly i Ginny. Nie chciałam przy nich czytać tej kartki.
- To ja podziękuję za obiad. Był pyszny.
- Jak zawsze, Anabeth - odpowiedziała Molly.
Spojrzałam na talerz, obiad był nietknięty.
- Przepraszam. To jest ważny list.
- Dobrze. Ale musisz jeść, jeśli chcesz wyzdrowieć.
Westchnęłam i zaczęłam jeść obiad. Nie byłam głodna. Nie potrzebowałam jeść. To chyba przez ciągły stres. Odkąd rodzice nie żyją, nie zjadłam żadnego posiłku do końca. Efekty były jednak bardzo widoczne. Twarz bardzo zeszczuplała. Obojczyki i żebra już dawno mogłyby przebić skórę tak samo jak kości policzkowe. Straciłam dużo na wadze. Podkrążone oczy to już była norma. Po czterech dniach kuracji dostałam chorobliwie blady odcień skóry. Siniaki na rękach już żółkły. Wyglądałam jak trup.
Skończywszy posiłek, odeszłam od stołu. Szybko odniosłam talerz i pomknęłam do ogrodu. Usiadłam na konarze drzewa, który służył jako ławka z naturalnym dachem z liści i gałęzi jabłoni. Dzień był wyjątkowo ładny. Otworzyłam kopertę z trzęsącymi się rękoma.

Piszę już po raz kolejny ten sam list. 
Co się z Tobą dzieje, dziewczyno?! 
Żadna sowa nie może Cię znaleźć. 
Aż tak przeskrobałaś?
Musimy się spotkać. 
Annabeth, jeśli to otrzymałaś - odeślij sowę. 
                                                                                  
                                             Książę Półkrwi

Nie czekając dłużej, poszłam do kuchni. Errol właśnie szykował się do odlotu.
- Poczekajcie na chwilę.
Wzięłam kawałek pergaminu i zamoczyłam pióro w atramencie.

Wszystko jest w porządku. 
Kiedy się spotykamy, Książę?
                             Twoja Ann.

Zgięłam papier i przywiązałam go do nóżki sowy.
- Zanieś list stamtąd skąd go dostałeś - powiedziałam.
Ptak na mnie popatrzył i wyfrunął z Nory.
Przez pewien czas obserwowałam go jak znika w oddali. Kiedy jego sylwetka stała się dla mnie niewyraźna, wróciłam do ogrodu. 
Severus... Jednak się martwił... Ech.. Moje wspomnienia pomknęły ku pierwszemu pocałunku z Severusem. Tego nie dało się zapomnieć.

Minął mnie profesor Karkarow, kiedy szłam w kierunku placu, gdzie stały puste bryczki. Snape kręcił się po między nimi, co chwilę otwierając którąś z nich.

Weszłam do jednej. Cicho zamknęłam za sobą drzwiczki. Usiadłam na ławeczce i otuliłam się ramionami. Było bardzo zimno. Tak chłodno, że oddech gęstniał tuż przy moich ustach. Zdjęłam buty i podkuliłam nogi pod sukienkę. To nie było mądrym rozwiązaniem. Stopy zmarzły szybciej niż myślałam. W sumie to czego mogłam się spodziewać. Był koniec grudnia, a ja siedzę na zewnątrz w cienkiej sukience i na dodatek na boso. Zadrżałam z zimna. Teraz kiedy muzyka nie była aż tak głośna, mogłam sobie pozwolić na chwilę ciszy i przemyśleć parę spraw.

Dlaczego nie mogę znaleźć tu żadnego przyjaciela? Czy coś ze mną jest nie tak? Jeśli tak, to co? Dlaczego George mnie zaprosił? A może to był tylko żart? No, ale przyszedł, zatańczył. Wydawał się szczęśliwy. Dość. 
Mocno pomyślałam o zmianie koloru włosów. Złapałam palcami za kosmyki włosów, które z rudych zmieniły się w głęboką czerń. Proste końcówki skręciły się w delikatne fale. Pojawiła się też grzywka*, która kończyła się na lewym policzku.

- Hufflepuff, minus 10 punktów. - usłyszałam lodowaty głos. - A Gryffindor – minus 20 punktów.
- Ale.. - usłyszałam głos Fred'a.
- Żadnych sprzeciwów. - odparł jeszcze chłodniej Snape. 
- Natychmiast na Wielką Salę. Jak zobaczę, że nie ma was na niej... - zrobił dramatyczną przerwę. - to odejmę kolejne punkty.
Więcej sprzeciwów nie usłyszałam. A może nie chciałam usłyszeć. Było mi wszystko jedno. Jestem na śmierć zakochana w swoim profesorze. Moje myśli kręciły się tylko wokół jego. 
Usłyszałam odchodzące kroki w kierunku szkoły. Chwilę później do mojej bryczki podeszła para butów.
"Lumos", i nagle otworzyły się drzwi. Stał w nich Snape.

- Rave.. - rozejrzał się po bryczce. - Ravenclaw. Minus dwa punkty za siedzenie samemu w bryczce.
- No.. eeej.. - powiedziałam. 
- Tylko bez "ej". Trochę szacunku dla starszych od ciebie, małoletni czarodzieju. - powiedział i usiadł na przeciw mnie. 
Spojrzałam mu głęboko w oczy. Mimo, że już dawno zapadł zmrok, widziałam swoje odbicie w jego oczach. Jego pięknych.. czarnych.. bezdennych.. oczach. Ach..
- Co tu robisz? - spytał.
- Myślę.
- Umiesz?
- Nie. - wytknęłam język.
- Minus 2 punkty dla Ravenclaw. - puścił oczko.
- Zimno. - powiedziałam od niechcenia.
- Było trzeba się ubrać, a nie w sukience latać zimną nocą.
Wybuchłam śmiechem.
- Cicho. - uciszył mnie.
- Dlaczego? - spytałam.
- Bo ja tak chcę.
- A jak, pan profesor chce, to wtedy.. NIE. - zaśmiałam się.
Uwielbiałam się z nim droczyć. Chociaż wiedziałam, że przeginam i wchodzę na cienki lód.
- Tracisz kolejne 2 punkty, Fox. - powiedział. - A teraz wynocha z bryczki.
Snape wstał i zrobił krok w kierunku drzwi. Szybko złapałam jego dłoń i podciągnęłam się na niej. Wykręciłam głowę, by móc zatopić się w jego oczach.
- Co się tak gapisz, głupia. - powiedział, wypychając mnie z bryczki.
Odbiłam się od podjazdu i wskoczyłam do bryczki, przewracając go. Wciąż trzymałam go za rękę, więc pociągnęłam go za sobą. 
Oboje upadliśmy na ławeczkę. Drewno wbiło się w moje plecy. Severus wyciągnął różdżkę i sekundę później leżeliśmy na wygodnym futrze z białego niedźwiedzia. Snape pomógł mi usiąść.
Długo patrzeliśmy sobie w oczy. Nic nie mówiliśmy. Słowa były wtedy bez znaczenia.

Kiedy tak na niego patrzałam za każdym razem, czułam rozlewające się ciepło w okolicach serca. Jakaś siła sprawiała, że zaczynałam się czerwienić, kiedy ktoś był obok. Teraz kiedy byliśmy sami, nie czułam rozlewającego się rumieńca. Nie bałam się, że ktoś nas przyłapie.

Nagle poczułam na mojej rozgrzanej skórze dotyk zimnych palców. Zgrabnych, długich palców. Podniosłam wzrok z jego dłoni, z powrotem na jego oczy. Ale już nie patrzały na mnie. Snape patrzył wygłodniałym wzrokiem na moje usta.

Chyba odgadłam jego myśli, ponieważ niemal w tym samym momencie pochyliliśmy się ku sobie. Nasze twarze zbliżały się coraz bardziej.

Gdzieś jakaś cząstka mnie krzyczała, że to niebezpieczne i ryzykowne, że to się źle skończy. Wyrzucą nas ze szkoły. On się na mnie śmiertelnie obrazi. Ale ta mała cząstka została zgaszona przez moje oszalałe z osamotnienia serce, które pierwszy raz poczuło ten rytm czacza.

Przymknęłam oczy a nasze wargi dotknęły się niepewnie. Ale tylko na początku. Z każdym muśnięciem robiliśmy się coraz bardziej odważni.

Usta Severusa smakowały jak .. miód.. albo coś co przypominało miód. Z początku moje ciepłe usta spotkały się chłodnymi wargami. Ale coś czułam, że niedługo będą one tak rozpalone jak moje, kiedy za każdym razem go widziałam. Rozwarłam wargi, wpuszczając jego język w moje usta.

Profesor objął mnie ramionami. Poczułam się jak w raju. Jakie było moje zdziwienie, że jest taki silny. Jednak nie zastanawiałam się nad tym dłużej. Liczyło się tylko tu i teraz. Nie wiedziałam, czy ktoś za moment nam przeszkodzi. 

Poczułam, że robi mi się ciemno przed oczami. Straciłam równowagę i osunęłam się na ławkę.

- Nic ci nie jest? - spytał Snape.
- N-nie, chyba nie. - powiedziałam, siadając.
Zaczęłam się śmiać.
- Wie profesor, zapomniałam do czego jest tlen.

Wspomnienie jego śmiechu jest również wspaniałym dźwiękiem. Gdybym komuś opowiedziała tą historię, zapewne niewielu by w to uwierzyło. Co? Snape umie się śmiać? Nie wierzę... Tak zareagował George, kiedy kilka lat później opowiedziałam mu, czemu nie mogę być z nim.


Kiedy bliźniacy wrócili było już późno. Słońce zdążyło już ustąpić miejsca Księżycowi i jego siostrom gwiazdom. Łukasz opowiadał mi o sklepie bliźniaków. Był tam pierwszy raz. Opowiadał co mieli w sprzedaży. Z trudem posłałam go do łóżka. Nawet przy przebieraniu się w piżamę musiał nawijać. Aby zatrzymać jego potok słów, powiedziałam, że następnego dnia kupimy mu podręczniki i inne ważne rzeczy do szkoły, ale pod warunkiem, że zaśnie. Udało się! Jestem geniuszem.
Jak obiecałam, poszliśmy na Pokątną. Kupiłam mu wszystkie podręczniki, kociołki, mundurki i fretkę do towarzystwa. Jego zwierzaka kupiłam mu w tym samym sklepie, gdzie dostałam Behemota. Ten kociak był wspaniały. Bardzo mi go brakowało. Czasem w snach widziałam jego ponowną śmierć. Pożarł go jeden ze smoków, którego użyto w Turnieju Trójmagicznym.
Kiedy wychodziłam z zoologicznego, zatrzymał mnie pewien czarodziej.
- Annabeth Fox?
- Tak, o co chodzi?
- Mam dla pani sowę. Proszę za mną.
- Lukas, idź do sklepu bliźniaków. Zaraz do ciebie pójdę.
- Okej.
Weszłam do Dziurawego Kociołka.
- Dziękuję ci, Tom - usłyszałam dobrze znajomy głos.
Odwróciłam się gwałtownie.
- Severusie...
- Cii! Nie tutaj - sapnął.
Przy barze siedział Snape. Spojrzał na mnie i odszedł w stronę schodów. Ledwie zauważalnym gestem nakazał mi iść za nim. Rozejrzałam się, upewniając się, że nikt mnie nie obserwuje, ruszyłam za nim.
Szłam długo po schodach. W końcu zauważyłam jak otwiera drzwi i znika za nimi. Odczekałam chwilę, aż przejdzie para starszych czarodziei. Kiedy znikli za rogiem, weszłam do pokoju.
Drzwi za mną zamknęły się błyskawicznie.


_____________
* "Jest grzyweczka, jest dupeczka" Kurde nie mogłam się powstrzymać :D

5 komentarzy:

  1. EXTRA !!!
    Nieziemskie. Myślałam, że dodasz dwa ale co mi tam.
    Ten jeden jest świetny.
    Czekam na NN.
    Pospiesz się.
    Pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń
  2. o matko ..Myslałam, że padnę ze śmiechu, przy opisie ich pierwszego pocałunku XD
    Czekam nan nastepny odcinek, a tak po za tym Dziękujemy za życzenia :3

    OdpowiedzUsuń
  3. Nareszcie!!!
    Kiedy napisałaś o romansie ze Snapem czekałam na ten odcinek jak wampir na świeżą krew!!!!
    Doczekałam się.
    Pozdrawiam i życzę weny
    Nasari
    Ps Co do życzeń nawzajem

    OdpowiedzUsuń
  4. "Ale ta mała cząstka została zgaszona przez moje oszalałe z osamotnienia serce, które pierwszy raz poczuło ten rytm czacza." Mój ulubiony fragment. A ogólnie genialny odcinek.

    OdpowiedzUsuń
  5. po małej przygodzie z książką i filmem poznałam trochę Snape i nie podejrzewałabym go o takie zachowanie- przedstawiłaś go zupełnie inaczej

    OdpowiedzUsuń