Ministerstwo upadło. Scrimgeour nie żyje. Nadchodzą...
Nadchodzą...
nadchodzą...
Echo powtarzało ostatnie słowa, obijając się o zdziwione i zszokowane twarze gości.
Patronus Kingsleya rozpłynął się w powietrzu.
Cisza była jak tortura dla mojego mózgu.
Odruchowo wyciągnęłam różdżkę. Bez niej czułam się jak rycerz bez swojego najlepszego przyjaciela - broni.
Cisza była jak tortura dla mojego mózgu.
Odruchowo wyciągnęłam różdżkę. Bez niej czułam się jak rycerz bez swojego najlepszego przyjaciela - broni.
Przyciągnęłam do siebie przechodzącego Łukasza, który nie usłyszał wiadomości od Kingsleya. Objęłam go ramionami i mimo że próbował się wyrwać z objęć, nie poluzowałam uścisku.
Uniosłam wyżej różdżkę. Łukasz wytrzeszczył oczy na nią i zesztywniał.
Uniosłam wyżej różdżkę. Łukasz wytrzeszczył oczy na nią i zesztywniał.
Ciszę rozdarł kobiecy krzyk.
Trzask!
Od czarodziejów doszła informacja o zbliżającym się niebezpieczeństwie. Niektórzy z nich zaczęli się aportować, była to głównie rodzina Fleur. Inni przestali racjonalnie myśleć i biegali po całym namiocie i z krzykiem szukali schronienia.
Zaklęcia chroniące Norę zostały złamane.
Trzask!
Trzask!
Trzask!
Zaklęcia chroniące Norę zostały złamane.
Trzask!
Trzask!
Trzask!
Koło mnie przebiegła Hermiona, wołająca Rona. Nie zwróciłabym na nią uwagi, gdyby nie krzyczała tak głośno - jej piskliwy głos ranił uszy.
Złapałam mocniej brata za rękę. Pociągnęłam go w kierunku stołu i wepchnęłam go pod niego.
- Pod żadnym pozorem nie wychodź stąd, zrozumiano?
- Ale co się dzieje?
- Nie czas na tłumaczenia! A teraz zostań tu i nie ważne co się stanie, nie wolno ci stąd wychodzić!
Nie czekałam na odpowiedź. Miejsce, gdzie się chował, przysłoniłam serwetą i przyciągnęłam krzesło. Pobiegłam w stronę parkietu. Kiedy dobiegłam do George'a, na środku namiotu pojawiły się postacie w czarnych płaszczach i srebrnych maskach.
Śmierciożercy...
- Nie czas na tłumaczenia! A teraz zostań tu i nie ważne co się stanie, nie wolno ci stąd wychodzić!
Nie czekałam na odpowiedź. Miejsce, gdzie się chował, przysłoniłam serwetą i przyciągnęłam krzesło. Pobiegłam w stronę parkietu. Kiedy dobiegłam do George'a, na środku namiotu pojawiły się postacie w czarnych płaszczach i srebrnych maskach.
Śmierciożercy...
Momentalnie zalała mnie fala nienawiści i chęć natychmiastowej i bolesnej zemsty za śmierć rodziców. Jednak wszystkie zaklęcia, które mogły zadać ból, były niedozwolone, a były to:
Imperius, przejmujące kontrolę nad ofiarą
Cruciatus,zadający ból
i Avada Kedavra, uśmiercające.
Jeden z śmierciożerców wycelował we mnie różdżkę, krzyknął:
- DRĘTWOTA.
Jednak byłam szybsza i użyłam zaklęcia Duro.
Śmierciożerca przede mną skamieniał, kiedy dosięgnął go strumień światła z różdżki.
- Jeden z głowy... - westchnęłam.
- Duro! Duro! Duro!
Kolejne postacie zastygły w bezruchu.
Drętwota.
Trzask!
Duro.
Expelliarmus.
Trzask!
Trzask!
Śmierciożercy padali na ziemię i deportowali się. Inni wytrwale walczyli dalej w imię Czarnego Pana.
- UWAŻAJ!!! - ktoś krzyknął.
Odwróciłam się gwałtownie. Za mną stanęła postać w czarnej todze. Swoją czarną różdżką przesunął obok twarzy. Jego srebrzysta maska rozpłynęła się w czarnej mgle.
- Witam... - powiedział mężczyzna.
- Wynoście się stąd! Ciebie i twoich kolegów nikt tu nie zapraszał.
- Serio? To smutne.. Tak długo szukaliśmy zaproszenia na to wesele, a myśleliśmy, że chyba musieliśmy je zgubić. A, ty, teraz mówisz, że nie byliśmy W OGÓLE zaproszeni...
- Oj, tak mi przykro... Duro!
- Protego!
Strumień światła z mojej różdżki odbił się od niego jak od tarczy.
- Hm... to tak chcesz się bawić? W Hogwarcie nie uczą już prawdziwych zaklęć... Crucio!
Wydawało mi się, że wszytko ucichło, a czas jakby zwolnił.
Ciszę rozdarł mój krzyk przepełniony bólem. Każdy mój mięsień objął bolesny skórcz. Nie mogłam się poruszyć. Miałam wrażenie, że każdy mój nerw był przecinany ostrym narzędziem. To było straszne. Po godzinach bólu, poczułam, jakby skórcze mnie opuściły. Leżałam wykończona. Jednak znów wróciło to uczucie, jednak tym razem z podwojoną siłą, że aż wygięło mną. Teraz w swojej głowie wciąż słyszałam swój krzyk. Tak bardzo chciałam umrzeć. Zrobię wszystko byle umrzeć! Nie chcę czuć tego dłużej!
Wrócił wzrok, jednak obraz był zniekształcony przez łzy. Widziałam, jak upadają kolejne osoby. Szukałam Łukasza, leżał pod stołem i z szeroko otwartymi oczami patrzył prosto na mnie.
Zobaczyłam biegnącego w moją stronę rudzielca. Wyciągnął różdżkę i wycelował w śmierciożercę.
- Expelliarmus!
Różdżka śmierciożercy wyleciała w powietrze.
- Durniu! Co ty zrobiłeś! - krzyknął śmierciożerca.
Poczułam, że ból mnie opuszcza. Upadłam na ziemię, uderzając głową w leżące krzesło.
Tak bardzo chciałam wstać, walczyć z nimi, ale jeszcze trzymały mnie szczątki zaklęcia Cruciatus.
- Nic ci nie jest? - usłyszałam.
- Nie, chyba nie... - odpowiedziałam.
To był George.Stanął nade mną, wyciągając do mnie rękę. Złapałam ją i wstałam.
- Dzięki za pomoc - dodałam.
- Nie ma sprawy, Expelliarmus.
Śmierciożerca przed nami wyleciał w powietrze.
- Petrificius Totalus! - światło mojej różdżki uderzyło wymierzającego w nas śmierciożercę.
- Ilu ich jeszcze jest?!
- Nie wiem.
Kiedy weszłam w wir rzucania zaklęć, nie czułam już niczego. Nie myślałam o nikim. Liczyło się tylko to, aby przetrwać dzisiejszą noc. Co jakiś czas widziałam walczącą rodzinę Weasley'ów. Jakoś nie widziałam wielkiej trójcy - Rona, Hermiony i Harry'ego. Pewnie już uciekli. Tacy odważni, inteligentni. Harry walczył z Voldemortem a nie był w stanie pokonać śmierciożerców?
Moje rozmyślania przerwał pulsujący ból pleców. W ułamek sekundy poczułam, że sukienka przylepiła się do mojej skóry. Jednak walczyłam dalej. Starałam się nie skupiać na mocnym pulsowaniu pleców.
Expelliarmus!
Duro!
Drętwota!
Petrificius Totalus!
Powoli traciłam siłę. Mój głos schrypł, powoli traciłam głos. Na dodatek ból pleców narastał. Oparłam się o pobliskie krzesło.
- Duro! - wychrypiałam ostatnimi siłami.
Już miałam dość. Powoli traciłam ostrość obrazu i by po pewnym czasie widzieć już tylko mroczki przed oczami. Nie widziałam już nic prócz ciemności. Osunęłam się na krześle.
___________
Spojrzałem na Anabeth. Zaklęcie jeszcze trwało przez dobrze kilka sekund. Upadła na ziemię, uderzając głową o krzesło. Ostatnie znaki Cruciatusa, opuszczały jej ciało. Kiedy do niej podchodziłem, jej kark wygiął się pod dziwnym kątem, a jej twarz zastygła w bezruchu.
- Petrificius Totalus
Światło jej różdżki uderzyło wymierzającego w nas śmierciożercę.
- Ilu ich jeszcze jest?! - spytała.
- Nie wiem.
Odeszłem od niej pozwalając się wciągnąć w walkę.
- Serpensortia! - krzyknąłem.
Wyczarowany wąż oplótł się wokół szyi śmierciożercy i udusił go. Po co miałem użyć Avady, żeby mnie zamknęli w Azkabanie?
Po 10 minutach zobaczyłem, siedzącą Anabeth na krześle. Krwawiła. Chyba nawet nie poczuła, że któryś z nich potraktował ją Sectusemprą. Podeszłem do niej - była nieprzytomna. Rozejrzałem się po namiocie. Śmierciożercy, którzy walczyli zdeportowali się. W zniszczonym namiocie została tylko moja rodzina.
- Pomóżcie! - krzyknąłem.
Chwilę potem koło mnie stała mama i brat Anabeth.
- Merlinie, co jej się stało? - spytała.
Wiedziałem, że nie muszę odpowiadać jej na czym polega zaklęcie Sectusempra. Sam przecież przeżyłem to zaklęcie, tak straciłem ucho.
Mama obeszła Anabeth i dotknęła ran na plecach dziewczyny.
- Volnera Sanantu... - wyszeptała.
Powtórzyła je na każde cięcię, które goiło się.
Kiedy skończyła zabieg, nakazała, abyśmy zanieśli ją do pokoju Percy'ego, a Łukasza do pokoju Rona.
- DRĘTWOTA.
Jednak byłam szybsza i użyłam zaklęcia Duro.
Śmierciożerca przede mną skamieniał, kiedy dosięgnął go strumień światła z różdżki.
- Jeden z głowy... - westchnęłam.
- Duro! Duro! Duro!
Kolejne postacie zastygły w bezruchu.
Ktoś wywołał zaklęcie Expulso i grupa śmierciożerców wyleciała z powietrze.
Tonks i Lupin co chwilę krzyczeli Protego, odbijając zaklęcia śmierciożerców.
Nagle nade mną pomknęł niebieski strumień światła. Nie byłam pewna, czy było to zaklęcie ochronne czy nie. Jednak wolałam nie dostać z niego.
Rzucałam zaklęcia na oślep.Drętwota.
Trzask!
Duro.
Expelliarmus.
Trzask!
Trzask!
Śmierciożercy padali na ziemię i deportowali się. Inni wytrwale walczyli dalej w imię Czarnego Pana.
- UWAŻAJ!!! - ktoś krzyknął.
Odwróciłam się gwałtownie. Za mną stanęła postać w czarnej todze. Swoją czarną różdżką przesunął obok twarzy. Jego srebrzysta maska rozpłynęła się w czarnej mgle.
- Witam... - powiedział mężczyzna.
- Wynoście się stąd! Ciebie i twoich kolegów nikt tu nie zapraszał.
- Serio? To smutne.. Tak długo szukaliśmy zaproszenia na to wesele, a myśleliśmy, że chyba musieliśmy je zgubić. A, ty, teraz mówisz, że nie byliśmy W OGÓLE zaproszeni...
- Oj, tak mi przykro... Duro!
- Protego!
Strumień światła z mojej różdżki odbił się od niego jak od tarczy.
- Hm... to tak chcesz się bawić? W Hogwarcie nie uczą już prawdziwych zaklęć... Crucio!
Wydawało mi się, że wszytko ucichło, a czas jakby zwolnił.
Ciszę rozdarł mój krzyk przepełniony bólem. Każdy mój mięsień objął bolesny skórcz. Nie mogłam się poruszyć. Miałam wrażenie, że każdy mój nerw był przecinany ostrym narzędziem. To było straszne. Po godzinach bólu, poczułam, jakby skórcze mnie opuściły. Leżałam wykończona. Jednak znów wróciło to uczucie, jednak tym razem z podwojoną siłą, że aż wygięło mną. Teraz w swojej głowie wciąż słyszałam swój krzyk. Tak bardzo chciałam umrzeć. Zrobię wszystko byle umrzeć! Nie chcę czuć tego dłużej!
Wrócił wzrok, jednak obraz był zniekształcony przez łzy. Widziałam, jak upadają kolejne osoby. Szukałam Łukasza, leżał pod stołem i z szeroko otwartymi oczami patrzył prosto na mnie.
Zobaczyłam biegnącego w moją stronę rudzielca. Wyciągnął różdżkę i wycelował w śmierciożercę.
- Expelliarmus!
Różdżka śmierciożercy wyleciała w powietrze.
- Durniu! Co ty zrobiłeś! - krzyknął śmierciożerca.
Poczułam, że ból mnie opuszcza. Upadłam na ziemię, uderzając głową w leżące krzesło.
Tak bardzo chciałam wstać, walczyć z nimi, ale jeszcze trzymały mnie szczątki zaklęcia Cruciatus.
- Nic ci nie jest? - usłyszałam.
- Nie, chyba nie... - odpowiedziałam.
To był George.Stanął nade mną, wyciągając do mnie rękę. Złapałam ją i wstałam.
- Dzięki za pomoc - dodałam.
- Nie ma sprawy, Expelliarmus.
Śmierciożerca przed nami wyleciał w powietrze.
- Petrificius Totalus! - światło mojej różdżki uderzyło wymierzającego w nas śmierciożercę.
- Ilu ich jeszcze jest?!
- Nie wiem.
Kiedy weszłam w wir rzucania zaklęć, nie czułam już niczego. Nie myślałam o nikim. Liczyło się tylko to, aby przetrwać dzisiejszą noc. Co jakiś czas widziałam walczącą rodzinę Weasley'ów. Jakoś nie widziałam wielkiej trójcy - Rona, Hermiony i Harry'ego. Pewnie już uciekli. Tacy odważni, inteligentni. Harry walczył z Voldemortem a nie był w stanie pokonać śmierciożerców?
Moje rozmyślania przerwał pulsujący ból pleców. W ułamek sekundy poczułam, że sukienka przylepiła się do mojej skóry. Jednak walczyłam dalej. Starałam się nie skupiać na mocnym pulsowaniu pleców.
Expelliarmus!
Duro!
Drętwota!
Petrificius Totalus!
Powoli traciłam siłę. Mój głos schrypł, powoli traciłam głos. Na dodatek ból pleców narastał. Oparłam się o pobliskie krzesło.
- Duro! - wychrypiałam ostatnimi siłami.
Już miałam dość. Powoli traciłam ostrość obrazu i by po pewnym czasie widzieć już tylko mroczki przed oczami. Nie widziałam już nic prócz ciemności. Osunęłam się na krześle.
___________
Oczami George'a
Wciąż słyszałem krzyk Anabeth. Nie mogłem dłużej jego słuchać. Oderwałem się od śmierciożercy i pobiegłem dziewczynie na ratunek.
To co zobaczyłem zostało na długo w mojej głowie. Stała na palcach, wyginając się pod różnymi kątami. Krzyczała. Jej krzyk powodował, że oczy zaszły mi łzami. Teraz nie myślałem o niej jako swoją ukochaną, ale jako przyjaciółce, której muszę pomóc. Podeszłem bliżej i uniosłem różdżkę na wysokość ramienia.
Kolejna fala bólu przeszła przez ciało Anabeth. Tak bardzo się wygięła, że głową dotykała swoich kostek. Kiedy skórcz mieśni wygiął jej głowę w moją stronę, bardzo się jej przestraszyłem. Cofnąłem się krok do tyłu. Jej spojrzenie było straszne.
- Expelliarmus! - krzyknąłem, a światło różdżki wystrzeliło śmierciożercę w powietrze. Złapałem jego różdżkę.

Po kilku sekundach wyprostowała się i otworzyła oczy.
- Nic ci nie jest? - spytałem.
- Nie, chyba nie - odpowiedziała.
Wyciągnąłem w jej stronę rękę, pomagając jej wstać.
- Dzięki - powiedziała.
- Nie ma sprawy. Expelliarmus! - wycelowałem w wstającego śmierciożercę.
Światło jej różdżki uderzyło wymierzającego w nas śmierciożercę.
- Ilu ich jeszcze jest?! - spytała.
- Nie wiem.
Odeszłem od niej pozwalając się wciągnąć w walkę.
- Serpensortia! - krzyknąłem.
Wyczarowany wąż oplótł się wokół szyi śmierciożercy i udusił go. Po co miałem użyć Avady, żeby mnie zamknęli w Azkabanie?
Po 10 minutach zobaczyłem, siedzącą Anabeth na krześle. Krwawiła. Chyba nawet nie poczuła, że któryś z nich potraktował ją Sectusemprą. Podeszłem do niej - była nieprzytomna. Rozejrzałem się po namiocie. Śmierciożercy, którzy walczyli zdeportowali się. W zniszczonym namiocie została tylko moja rodzina.
- Pomóżcie! - krzyknąłem.
Chwilę potem koło mnie stała mama i brat Anabeth.
- Merlinie, co jej się stało? - spytała.
Wiedziałem, że nie muszę odpowiadać jej na czym polega zaklęcie Sectusempra. Sam przecież przeżyłem to zaklęcie, tak straciłem ucho.
Mama obeszła Anabeth i dotknęła ran na plecach dziewczyny.
- Volnera Sanantu... - wyszeptała.
Powtórzyła je na każde cięcię, które goiło się.
Kiedy skończyła zabieg, nakazała, abyśmy zanieśli ją do pokoju Percy'ego, a Łukasza do pokoju Rona.
SUPER !!!
OdpowiedzUsuńPodoba mi się ta akcja.
Przez chwile przeszło mi przez myśl, że to Severus zaatakował Anabeth. Jakoś tak ... ale to byłoby dziwne. Tak czy inaczej czekam na NN i chce Severusa. Szybko. I jak będą jeszcze jakieś inne perspektywy niż Ann to ja jestem ZA :D
Pozdrawiam :*
P.S. Pamiętaj co mi obiecałaś !!! ;*
"Odruchowo wyciągnęłam różdżkę. Bez niej czułam się jak rycerz bez swojego najlepszego przyjaciela - broni." Ha, ha,ha. Zamiast broni powinno być miecza. Zapominałaś jak to było w Królu Arturze? Genialny odcinek, a gify na dole nie takie straszne. Tak samo jak agusia1899 miałam wrażenie, że tym śmierciożercom, który zaatakował Anabeth był Severus. Z niecierpliwością czekam na kolejny odcinek. A i nie rób tego co chcesz zrobić. Szkoda by było Anabeth. Jeśli już musisz to zrób to trochę inaczej.
OdpowiedzUsuńSeverus pojawi się niedługo. Anabeth przeżyje zaklęcie Sectusempry. Nie umrze. ...jeszcze. Mam do niej kilka pomysłów, które chcę wykorzystać. Mam nadzieję, że do czasu II wojny o Hogwart przybędzie więcej czytelników, bo inaczej to nie ma sensu pisać bloga dla 2-3 czytelników.
OdpowiedzUsuńA tak w ogóle, to ktoś ogląda video, które dołączam?
UsuńOMG Mordercze obrazki XD
OdpowiedzUsuńCzekam na Severusa i dziękuję, że weszłaś na mojego bloga :D
OMG. ! Super , Super , Super <3
OdpowiedzUsuńOczami Dżojdża najlepsze <3
"Jej krzyk powodował, że oczy zaszły mi łzami. Teraz nie myślałem o niej jako swoją ukochaną, ale jako przyjaciółce, której muszę pomóc."
Kocham to. Czekam na nastepny odcinek <3
Wspaninałe^^
OdpowiedzUsuńto chyba najlepszy rozdział jaki napisałaś. Opis walki niesamowity. Te obrazki chyba wzięłaś z horrorów- nie czasem z jakiegoś o egzorcyzmach ?
OdpowiedzUsuń