"Grudzień powoli się kończył.
Zieloną trawę przykryła gruba warstwa śnieżnego puchu już na samym początku miesiąca. Temperatura była tak niska, że na
jeziorze powstała gruba tafla lodu, po którym młodzi czarodzieje chętnie
ślizgali się po lekcjach. Wszyscy uczniowie już dawno zmienili letnie szaty
na zimowe. Wszyscy oprócz mnie. One były za ciepłe, nawet jak na
mnie. Lubiłam chodzić nad jezioro i patrzeć na przewroty innych. To wspaniałe uczucie, gdy idziesz na lodowisko na ciepłej bluzie, a inni są ubrani na "cebulkę" i patrzą na ciebie, jak na Eskimosa [grubo ubranego] odpoczywającego na Karaibach, czy innym ciepłym miejscu. Czasem ktoś
podchodził do mnie i pytał się, czemu się nie ślizgam. Zawsze
odpowiadałam to samo - nie mam ochoty. Jednak prawda była całkiem inna -
bałam się wejść na lód.
Gdy byłam jeszcze małym dzieckiem, śmigałam jak szalona na lodzie. Jednak nie zakładałam łyżew, bo nie potrafiłam oprzeć się działaniom pola grawitacyjnego [1]. Pewnego razu zgodziłam się założyć łyżwy. To był mój pierwszy i ostatni raz. Kiedy zaczęłam łapać o co chodzi, przewróciłam się. Ból kolan był nie do opisania, a minął dopiero miesiąc później. Od tamtego momentu obiecałam sobie, że już nigdy nie wejdę na lód. I słowa dotrzymałam.
Pewnego wieczora kiedy wracałam właśnie z lodowiska, przed moją twarzą przeleciał jakiś okrągły przedmiot. To
była śniegowa kulka. Jak na świat magiczny przystało –
zaczarowana śnieżka. Chwilę później przeleciał koło mojego
nosa kolejny śnieżny pocisk. Spojrzałam przez dziedziniec. Za filarem
schowały się dwie rude czupryny. Ruszyłam w ich kierunku.
- Fred i George Weasley -
powiedziałam naśladując głos profesora Snape'a.
- Tu nikogo nie ma - zachichotał
męski głos.
To na pewno był George.
- Kto jest waszym celem? - spytałam,
chowając się za nimi, uważnie obserwując przechodzących
czarodziejów.
- P-P-P rofesor Q-Q-Quirrell -
zaśmiał się Fred.
Bliźniak George'a podniósł różdżkę
na wysokość własnego nosa i kolistym ruchem uniósł z ziemi
kolejną śnieżkę. Mruknął pod nosem coś w stylu Leć
i kulka rzuciła się na profesora.
- Prosto w
turban! - bliźniacy przybili sobie piątki.
- Mogę też
spróbować? - spytałam.
- Uuu... -
popatrzyli po sobie chłopcy.
- Czyżby
Anabeth chce sprzeciwić się regulaminowi? - zawył Fred.
W odpowiedzi pacnęłam
chłopaka w ramię.
- Przestań. Też
muszę sobie odpocząć od bycia grzeczną. - powiedziałam i
wyciągnęłam spod szaty swoją różdżkę.
Powoli odwróciłam głowę, prostując się. Za mną stał człowiek-nietoperz. Mój Batman. Profesor Snape. Po jego minie wywnioskowałam, że ...
- Fox - szepnął lodowatym tonem.
Ah.. ten jego
wspaniały głos. Opamiętaj się, dziewczyno! usłyszałam swój głos w głowie.
- Czemu masz
wyciągniętą różdżkę? - spytał, unosząc przy tym brwi.
Jak można tak
wysoko je unieść? Rozumiem, że każdy ma jakieś "upośledzenie". Ja na przykład krzywo chodzę, a on? Musi tak wysoko unosić brwi? A jakie upośledzenie mieliby Fred z George'em?
Spojrzałam na
Weasley'ów. A raczej na miejsce, gdzie przed chwilą stali.
Farciarze, zdąrzyli uciec zanim przyszedł Snape. Przeklnęłam w
duchu. Odwróciłam się twarzą do profesora.
- No bo ja.. -
zaczęłam.
- Nie tłumacz
się. Widziałem jak zaczarowałaś śnieżki, żeby atakowały
profesora Quirrella. - spojrzał mi głęboko w oczy.
- Ale to nie ja!
- powiedziałam oburzona. - Ja tylko...
- Co, Ty tylko?
- zadrwił. - A teraz moja ulubiona część programu. Fox – minus
15 punktów dla Ravenclaw i.. masz przez całą przerwę świąteczną
szlaban.
- Że co?! -
krzyknęłam.
Przecież pierwsze
święta miałam spędzić w domu, tak jak reszta dzieciaków. Albo Snape mnie nienawidził i chciał mnie ukarać, tak jakby ukarałby innego ucznia albo
po prostu robił to specjalnie.
- Kara będzie
się odbywała w moich lochach. - powiedział ponuro.
- A Pan nie chce
w spokoju przeżyć tegorocznych świąt? - spytałam.
Snape spojrzał na
mnie podejrzliwie. Pochylił się i wyszeptał mi do ucha.
- Nie. -
wyprostował się. - Przyjdziesz do mnie w piątek o ósmej
wieczorem.
- To może mojego kota? - spytałam, zakrywając dłonią ustatłumiąc uśmiech.
Zniesmaczenie przemknęło przez jego twarz. Odwrócił się i odszedł,
zostawiając za sobą odgłos, smagającej jego ciało, szatę.
Kurde,
pomyślałam. Teraz moim celem było dopadnięcie bliźniaków.
Zabiję ich. "
- Twoja kara była niezła - zaśmiał się George.
- Tak... Odkurzenie całej klasy od eliksirów bez użycia czarów było dla mnie wspaniałym przeżyciem... - zaśmiałam się.
- Ale jedno mnie zastanawia. Dlaczego wybrałaś GO a nie na przykład MNIE? - spytał.
- To jest trudne pytanie.
- A odpowiesz na nie?
- Hmmm - zastanowiłam się. - Nie.
Kiedy wróciliśmy do Nory, na dworze zaczęło się robić jasno. Przechodząc przez salon, spojrzałam na zegar. Było już parę minut po 5.
- Trochę się zagadaliśmy - szepnął George.
- Tak troszeczkę.
W ciszy przeszliśmy przez salon, aby nikogo nie obudzić. Pożegnaliśmy się na schodach. Kiedy zamykałam drzwi, trochę skrzypnęły, a Łukasz drgnął w łóżku. Okryłam go kocem i podeszłam do okna. Patrzyłam jak słońce pokazywało swoje pierwsze promienie.
Po jakimś czasie usłyszałam szmer w kuchni. To na pewno była pani Weasley. Wyszłam z pokoju i przeszłam do kuchni. Tak jak się domyślałam, po kuchni krzątała się Molly.
- Dzień dobry - powiedziałam.
- Dzień dobry. Jest tak wcześnie - czemu nie śpisz?
- Nie jestem zbyt śpiąca.
Zerknęłam na zegar - teraz było 6.30 . Nie miałyśmy zbytnio o czym rozmawiać, więc zabrałam się do robienia różnych surówek i sałatek.
Koło 9. do kuchni przyszedł pan Weasley i Ginny. Zjedliśmy razem śniadanie, a potem pan Weasley wyszedł. Ginny pomogła nam w kuchni.
Kiedy na zegarze minęła 15. zebraliśmy się w ogrodzie, oczekując gości. Harry był pod wpływem Eliksiru Wielosokowego, udając kuzyna Weasley'ów.
- Kiedy ja będę brał ślub nie będę sobie w ogóle zawracać głowy tymi bezsensownymi wymysłami - powiedział Fred, ciągnąc się za kołnierzyk. - Będziecie mogli założyć na siebie cokolwiek będziecie chcieli i rzucę na mamę Petrificus Totalus, dopóki wszystko się nie skończy.
- Rano nie było aż tak źle. Popłakała trochę, że Percy'ego nie ma z nami, ale komu jeszcze na tym zależy? O kurcze, zbierajcie się. Już nadchodzą, patrzcie! - powiedział George.
Nagle znikąd pojawiały się jasne postacie. Powoli szli w kierunku namiotu. Egzotyczne kwiaty i zaczarowane ptaki trzepotały na kapeluszach czarownic, drogocenne kamienie migotały na krawatach czarodziei. Kiedy tłum był coraz bliżej, gwar podekscytowanych rozmów zagłuszał brzęczenie pszczół w ogrodzie.
- Wspaniale! Wydaje mi się, że widzę kilka kuzynek wil - odezwał się George. - Mogą potrzebować pomocy, żeby zrozumieć nasze angielskie obyczaje, pójdę się nimi zająć...
- Nie tak szybko, Wasza Ściętość - powiedział Fred.
Przecisnął się przez tłum starszych czarownic, idąc w kierunku młodych czarownic.
- Tutaj! Permettez - moi, żeby assisiter vous - powiedział do dwóch Francuzek, które zaśmiały się i pozwoliły się zaprowadzić.
- To ja pójdę się przebrać - powiedziałam do George'a.
- Jasne.
- Kiedy ja będę brał ślub nie będę sobie w ogóle zawracać głowy tymi bezsensownymi wymysłami - powiedział Fred, ciągnąc się za kołnierzyk. - Będziecie mogli założyć na siebie cokolwiek będziecie chcieli i rzucę na mamę Petrificus Totalus, dopóki wszystko się nie skończy.
- Rano nie było aż tak źle. Popłakała trochę, że Percy'ego nie ma z nami, ale komu jeszcze na tym zależy? O kurcze, zbierajcie się. Już nadchodzą, patrzcie! - powiedział George.
Nagle znikąd pojawiały się jasne postacie. Powoli szli w kierunku namiotu. Egzotyczne kwiaty i zaczarowane ptaki trzepotały na kapeluszach czarownic, drogocenne kamienie migotały na krawatach czarodziei. Kiedy tłum był coraz bliżej, gwar podekscytowanych rozmów zagłuszał brzęczenie pszczół w ogrodzie.
- Wspaniale! Wydaje mi się, że widzę kilka kuzynek wil - odezwał się George. - Mogą potrzebować pomocy, żeby zrozumieć nasze angielskie obyczaje, pójdę się nimi zająć...
- Nie tak szybko, Wasza Ściętość - powiedział Fred.
Przecisnął się przez tłum starszych czarownic, idąc w kierunku młodych czarownic.
- Tutaj! Permettez - moi, żeby assisiter vous - powiedział do dwóch Francuzek, które zaśmiały się i pozwoliły się zaprowadzić.
- To ja pójdę się przebrać - powiedziałam do George'a.
- Jasne.
Kiedy wchodziłam do namiotu, już zaczęła się ceremonia. Przystanęłam przy wejściu, szukając wzrokiem wolnego miejsca. Niestety, wszystkie miejsca były już pozajmowane. Oparłam się o jedną z tyczek namiotu i w absolutnej ciszy przyglądałam się ceremonii.
Fleur i Bill uśmiechali się do siebie. Tak bardzo im zazdrościłam - nie bali pokazywać swojej miłości, a ja? Musiałam się ukrywać... Gdyby ktoś się dowiedział o moim romansie z Severusem byłoby po nas. Ale George to inna sprawa - ufam mu. Wie o tym od 2 lat i nikt inny się tego nie dowiedział.
- Czy ty, Williamie Arturze, bierzesz Fleur Isabelle ... ? - spytał mężczyzna, prowadzący ceremonię.
W odpowiedzi usłyszałam szlochy dochodzące z pierwszego rzędu - mogłam się założyć, że była to Molly i madame Delacour. A po drugiej stronie końca namiotu doszło głośne trąbienie w chusteczkę - Hagrid, pomyślałam. Nie chciałam się oglądać, aby to sprawdzić.
- ... oraz że nie dopuszczę jej aż do śmierci - skończył Bill.
Po namiocie rozległa się salwa oklasków. Nad Billem i Fleur migotały srebrne gwiazdki. Goście wstali, a ich krzesła wzbiły się w powietrze i zatrzymały się przy stole. Na środku zmaterializował się złoty parkiet. Kiedy bliźniacy zaczęli klaskać, złote balony nad Billem i Fleur wybuchły, a z nich wyleciały rajskie ptaszki i małe, złote dzwoneczki.
Rozbrzmiała muzyka i na parkiet weszła młoda para, a potem pan Weasley i madame Delacour.
- Anabeth! - zawołał Fred.
- Chodź do nas - George wskazał wolne miejsce obok siebie.
Podeszłam do nich.
- Wow! Świetnie wyglądasz - powiedział Fred.
- Dzięki - powiedziałam, siadając.
- Gdyby nie Fred to bym cię nie poznał - powiedział George.
- Nie przesadzaj, aż tak to się nie zmieniłam.
Dobrze rozumiałam George'a. Kiedy się widywaliśmy, cały czas nosiłam spodnie. W sumie to pierwszy raz od wielu, wielu lat miałam na sobie sukienkę. Malinowo-czerwony materiał idealnie leżał na mojej figurze. To była jedyna sukienka, która ładnie podkreślała moje uda i biodra. Sukienka miała krótki rękaw a na jednym boku posiadała tzw. motylka. Na drugim boku zaś była marszczona oraz ściągana sznurkiem, dzięki czemu w każdej chwili mogłam jej nadać inny krój [2].
- A gdzie Lukas? - spytał Fred.
- Nie ma go z wami?!
- Powiedział, że idzie po ciebie.
- O matko! - zerwałam się z krzesła i pobiegłam w stronę domu.
Molly spojrzała na mnie i pobiegła za mną.
- Łukasz! - krzyknęłam, kiedy znalazłam się w salonie.
- Coś się stało? - spytała.
- Nie ma Łukasza.
- Widziałam go przed chwilą.
- Kiedy to było?
- Przed ceremonią, powiedział, że idzie po ciebie.
- Gdzie on może być? - głos mi się załamał.
- Spokojnie... Znajdziemy go.
Wspięłam się po schodach. Weszłam do pokoju Percy'ego, który okazał się pusty. Tak samo jak kuchnia, salon i sypialnie.
Kiedy schodziłyśmy z ostatniego piętra, usłyszałam dźwięk tłuczonego szkła na strychu. Bez słowa skoczyłam do klapy na strych. Wyciągnęłam różdżkę i powiedziałam LUMOS . Koniec różdżki zapalił się jasnym światłem. Pomieszczenie było zawalone różnymi mugolskimi przedmiotami. Kiedy przechodziłam koło starego konia na biegunach ten zaczął się sam z siebie bujać. Odskoczyłam do tyłu. Uderzyłam o jakieś kartony i przewróciłam się do tyłu. Podniosłam się, pocierając tył głowy.
- Kto tu jest?! - krzyknęłam.
Usłyszałam szept i zabawka zaczęła rżeć jak prawdziwy koń. Pobiegłam w kierunku klapy i zeskoczyłam koło Molly. Moje serce biło jak oszalałe.
- Co się stało?!
- Ten strych jest nawiedzony!
- CO?
- Zabawka zaczęła się bujać i rżała.
Molly zaczęła się śmiać. Nie wiedziałam co powiedzieć.
- Lukas, zejdź na dół - powiedziała
Chwilę potem koło mnie wylądował mój brat.
- Co ci do głowy strzeliło, żeby tam się schować?! - krzyknęłam na brata, kiedy wychodziliśmy z Nory.
- To miało być śmieszne? I ten pomysł z koniem na biegunach. Kto cię tego nauczył. - mówiłam dalej.
- Fred i George... - powiedział.
- Mogłam się tego spodziewać... - westchnęłam zrezygnowana. - Mogłeś mnie zabić - tak się przestraszyłam..
- Gdybym wiedział, że tak mogłoby się stać to nigdy bym ich nie posłuchał - załkał.
- Co?! Oni cię do tego namówili?
Byłam w szoku.
- Przepraszam, no...
- O.. widzę, że młody się znalazł - zagadnął Fred.
- Ja ci zaraz dam. Co wam do głowy strzeliło, żeby schował się na strychu?
- To nie był...
- Oj przestań, zwal winę na kogoś innego, to twoje hasło na życie?
- Ale nie denerwuj się..
- Jak mam się nie denerwować? Szukam jedynego członka rodziny, który przeżył atak. Nie ma go na weselu, nie ma w ogrodzie, ani w domu! Jestem na strychu, on rzuca zaklęcie ożywiające na zabawkę. O, i jeszcze jedno, czemu uczyliście młodego zaklęć? I skąd on ma różdżkę?!
- No, dałem mu..
- Mam dość. Łukasz idziesz ze mną do namiotu i oddajesz różdżkę Fredowi.
- Mam jedno pytanie..
- Nie masz pytań, Fred! - krzyknęłam.
- Koniec kłótni, idziemy do reszty gości bez żadnego gadania! - powiedziała Molly
Pani Weasley popchnęła nas w kierunku namiotu. Przez dobrą godzinę nie odzywałam się do bliźniaków. Potem zniknęli na jakiś czas z dwiema kuzynkami Fleur. Puściłam w końcu brata, a ten pobiegł gdzieś, obiecując, że wróci.
Kiedy tak siedziałam sama, podeszła do mnie Luna i rozmawiałyśmy przez długi czas. Potem wrócili bliźniacy. Fred usiadł na przeciw mnie, a George oparł się o moje krzesło, a jego ręce wisiały wzdłuż moich ramion.
- Tunia, idziesz potańczyć? - zapytał.
- Nie odzywam się do was...
- Jeszcze?
- Tak.
- No weź - jeden taniec.
- Bez żadnych czarów?
- Oprócz mojego osobistego - uśmiechnął się szeroko.
- Okej. Ale jeden.
Kiedy weszliśmy na parkiet, George złapał się za lewe ucho. Kapela, która grała skoczną piosenkę, zwolniła tempo. No nie, pomyślałam. Chłopak objął mnie w tali i przyciągnął do siebie.
- Zamówiłem piosenkę
- Właśnie widzę. Jeszcze ci nie minęło, co?
- Nie, ale wiesz, że boję się o ciebie od czasu, gdy zaczęłaś się spotykać z Snape'em.
Wydawało mi się, że kilka par na mnie spojrzało.
- Przestań, nie tak głośno.
Kołysaliśmy się w ciszy.
- Był dzisiaj taki moment i wyobraziłem sobie, że tak mógłby wyglądać nasz ślub.. - powiedział.
- George...
- Wiem, wiem.. Jesteśmy tylko przyjaciółmi. Ale tu jest tylko i wyłącznie twoja wina.
- Czemu?
- Bo gdybyś nie była taka, no wiesz, w moim stylu, to wszystko wyglądałoby inaczej. A tak? Wieczorami obściskujesz się z tym starym wampirem...
- Co? Skąd to niby wiesz?
- Mapa Huncwotów... Wykradałem ją parę razy Harry'emu, ale nie mów mu o tym.
- Świnia! Nie masz prawa mnie szpiegować. A poza tym to są intymne spotkania i żałuję, że ci powiedziałam o Snape'ie.
- Tak, bardzo intymne.
Na szczęście piosenka się już skończyła. Już miałam schodzić z parkietu, ale George wciąż mnie przytulał.
- Dobra, nie gniewam się, bo to przeszłości nie zmieni. A teraz puścisz mnie?
Już miał odpowiedzieć, kiedy przez namiot przemknęła niebieska kula światła. Zatrzymała się tuż obok nas. Światło przybrało postać rysia - a więc to był patronus. Ryś otworzył paszczę i powiedziało głosem Kingsleya Shacklebolta:
- Ministerstwo upadło. Scrimgeour nie żyje. Nadchodzą.
Fleur i Bill uśmiechali się do siebie. Tak bardzo im zazdrościłam - nie bali pokazywać swojej miłości, a ja? Musiałam się ukrywać... Gdyby ktoś się dowiedział o moim romansie z Severusem byłoby po nas. Ale George to inna sprawa - ufam mu. Wie o tym od 2 lat i nikt inny się tego nie dowiedział.
- Czy ty, Williamie Arturze, bierzesz Fleur Isabelle ... ? - spytał mężczyzna, prowadzący ceremonię.
W odpowiedzi usłyszałam szlochy dochodzące z pierwszego rzędu - mogłam się założyć, że była to Molly i madame Delacour. A po drugiej stronie końca namiotu doszło głośne trąbienie w chusteczkę - Hagrid, pomyślałam. Nie chciałam się oglądać, aby to sprawdzić.
- ... oraz że nie dopuszczę jej aż do śmierci - skończył Bill.
Po namiocie rozległa się salwa oklasków. Nad Billem i Fleur migotały srebrne gwiazdki. Goście wstali, a ich krzesła wzbiły się w powietrze i zatrzymały się przy stole. Na środku zmaterializował się złoty parkiet. Kiedy bliźniacy zaczęli klaskać, złote balony nad Billem i Fleur wybuchły, a z nich wyleciały rajskie ptaszki i małe, złote dzwoneczki.
Rozbrzmiała muzyka i na parkiet weszła młoda para, a potem pan Weasley i madame Delacour.
- Anabeth! - zawołał Fred.
- Chodź do nas - George wskazał wolne miejsce obok siebie.
Podeszłam do nich.
- Wow! Świetnie wyglądasz - powiedział Fred.
- Dzięki - powiedziałam, siadając.
- Gdyby nie Fred to bym cię nie poznał - powiedział George.
- Nie przesadzaj, aż tak to się nie zmieniłam.
Dobrze rozumiałam George'a. Kiedy się widywaliśmy, cały czas nosiłam spodnie. W sumie to pierwszy raz od wielu, wielu lat miałam na sobie sukienkę. Malinowo-czerwony materiał idealnie leżał na mojej figurze. To była jedyna sukienka, która ładnie podkreślała moje uda i biodra. Sukienka miała krótki rękaw a na jednym boku posiadała tzw. motylka. Na drugim boku zaś była marszczona oraz ściągana sznurkiem, dzięki czemu w każdej chwili mogłam jej nadać inny krój [2].
- A gdzie Lukas? - spytał Fred.
- Nie ma go z wami?!
- Powiedział, że idzie po ciebie.
- O matko! - zerwałam się z krzesła i pobiegłam w stronę domu.
Molly spojrzała na mnie i pobiegła za mną.
- Łukasz! - krzyknęłam, kiedy znalazłam się w salonie.
- Coś się stało? - spytała.
- Nie ma Łukasza.
- Widziałam go przed chwilą.
- Kiedy to było?
- Przed ceremonią, powiedział, że idzie po ciebie.
- Gdzie on może być? - głos mi się załamał.
- Spokojnie... Znajdziemy go.
Wspięłam się po schodach. Weszłam do pokoju Percy'ego, który okazał się pusty. Tak samo jak kuchnia, salon i sypialnie.
Kiedy schodziłyśmy z ostatniego piętra, usłyszałam dźwięk tłuczonego szkła na strychu. Bez słowa skoczyłam do klapy na strych. Wyciągnęłam różdżkę i powiedziałam LUMOS . Koniec różdżki zapalił się jasnym światłem. Pomieszczenie było zawalone różnymi mugolskimi przedmiotami. Kiedy przechodziłam koło starego konia na biegunach ten zaczął się sam z siebie bujać. Odskoczyłam do tyłu. Uderzyłam o jakieś kartony i przewróciłam się do tyłu. Podniosłam się, pocierając tył głowy.
- Kto tu jest?! - krzyknęłam.
Usłyszałam szept i zabawka zaczęła rżeć jak prawdziwy koń. Pobiegłam w kierunku klapy i zeskoczyłam koło Molly. Moje serce biło jak oszalałe.
- Co się stało?!
- Ten strych jest nawiedzony!
- CO?
- Zabawka zaczęła się bujać i rżała.
Molly zaczęła się śmiać. Nie wiedziałam co powiedzieć.
- Lukas, zejdź na dół - powiedziała
Chwilę potem koło mnie wylądował mój brat.
- Co ci do głowy strzeliło, żeby tam się schować?! - krzyknęłam na brata, kiedy wychodziliśmy z Nory.
- To miało być śmieszne? I ten pomysł z koniem na biegunach. Kto cię tego nauczył. - mówiłam dalej.
- Fred i George... - powiedział.
- Mogłam się tego spodziewać... - westchnęłam zrezygnowana. - Mogłeś mnie zabić - tak się przestraszyłam..
- Gdybym wiedział, że tak mogłoby się stać to nigdy bym ich nie posłuchał - załkał.
- Co?! Oni cię do tego namówili?
Byłam w szoku.
- Przepraszam, no...
- O.. widzę, że młody się znalazł - zagadnął Fred.
- Ja ci zaraz dam. Co wam do głowy strzeliło, żeby schował się na strychu?
- To nie był...
- Oj przestań, zwal winę na kogoś innego, to twoje hasło na życie?
- Ale nie denerwuj się..
- Jak mam się nie denerwować? Szukam jedynego członka rodziny, który przeżył atak. Nie ma go na weselu, nie ma w ogrodzie, ani w domu! Jestem na strychu, on rzuca zaklęcie ożywiające na zabawkę. O, i jeszcze jedno, czemu uczyliście młodego zaklęć? I skąd on ma różdżkę?!
- No, dałem mu..
- Mam dość. Łukasz idziesz ze mną do namiotu i oddajesz różdżkę Fredowi.
- Mam jedno pytanie..
- Nie masz pytań, Fred! - krzyknęłam.
- Koniec kłótni, idziemy do reszty gości bez żadnego gadania! - powiedziała Molly
Pani Weasley popchnęła nas w kierunku namiotu. Przez dobrą godzinę nie odzywałam się do bliźniaków. Potem zniknęli na jakiś czas z dwiema kuzynkami Fleur. Puściłam w końcu brata, a ten pobiegł gdzieś, obiecując, że wróci.
Kiedy tak siedziałam sama, podeszła do mnie Luna i rozmawiałyśmy przez długi czas. Potem wrócili bliźniacy. Fred usiadł na przeciw mnie, a George oparł się o moje krzesło, a jego ręce wisiały wzdłuż moich ramion.
- Tunia, idziesz potańczyć? - zapytał.
- Nie odzywam się do was...
- Jeszcze?
- Tak.
- No weź - jeden taniec.
- Bez żadnych czarów?
- Oprócz mojego osobistego - uśmiechnął się szeroko.
- Okej. Ale jeden.
Kiedy weszliśmy na parkiet, George złapał się za lewe ucho. Kapela, która grała skoczną piosenkę, zwolniła tempo. No nie, pomyślałam. Chłopak objął mnie w tali i przyciągnął do siebie.
- Zamówiłem piosenkę
- Właśnie widzę. Jeszcze ci nie minęło, co?
- Nie, ale wiesz, że boję się o ciebie od czasu, gdy zaczęłaś się spotykać z Snape'em.
Wydawało mi się, że kilka par na mnie spojrzało.
- Przestań, nie tak głośno.
Kołysaliśmy się w ciszy.
- Był dzisiaj taki moment i wyobraziłem sobie, że tak mógłby wyglądać nasz ślub.. - powiedział.
- George...
- Wiem, wiem.. Jesteśmy tylko przyjaciółmi. Ale tu jest tylko i wyłącznie twoja wina.
- Czemu?
- Bo gdybyś nie była taka, no wiesz, w moim stylu, to wszystko wyglądałoby inaczej. A tak? Wieczorami obściskujesz się z tym starym wampirem...
- Co? Skąd to niby wiesz?
- Mapa Huncwotów... Wykradałem ją parę razy Harry'emu, ale nie mów mu o tym.
- Świnia! Nie masz prawa mnie szpiegować. A poza tym to są intymne spotkania i żałuję, że ci powiedziałam o Snape'ie.
- Tak, bardzo intymne.
Na szczęście piosenka się już skończyła. Już miałam schodzić z parkietu, ale George wciąż mnie przytulał.
- Dobra, nie gniewam się, bo to przeszłości nie zmieni. A teraz puścisz mnie?
Już miał odpowiedzieć, kiedy przez namiot przemknęła niebieska kula światła. Zatrzymała się tuż obok nas. Światło przybrało postać rysia - a więc to był patronus. Ryś otworzył paszczę i powiedziało głosem Kingsleya Shacklebolta:
- Ministerstwo upadło. Scrimgeour nie żyje. Nadchodzą.
___
Bardzo szybko dodaję kolejny odcinek. Muszę przyznać, że jest najdłuższy ze wszystkich. Dzięki za wszystkie wejścia i komentarze :)
A teraz wyjaśnienia:
[1] Chwal się tym, że jesteś na mat-fize XD
[2] Adres do sukienki: http://photos02.istore.pl/26207/photos/big/13817547.jpg
Zrobię jeszcze jedną zmianę - A co tam :)
Do każdego odcinka, będę dodawać jakąś nutkę :)
AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAhh, zajebiste. *.* I to nie żadna ściema, ale najlepsze co czytałam do tej pory na necie.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że znalazłam ten (a może to ty weszłaś na mojego) blog i że zaobserwowałam.
Jako coś na szybko jest świetne. Czekam na następny.
Pozdrawiam Zuza
Dzięki wielkie :D
UsuńMi również podoba się ten odcinek, a zwłaszcza końcówka ;)
W sumie to już nie pamiętam jak to było, że znalazłaś się na moim blogu.
Pozdrawiam
Romans ze Snape'em ? Podziwiam odwagę ..
OdpowiedzUsuńAle łejt, łejt .. Ona ma 17 lat, on z 40 i się całują ? o,o Fof, fof , fof ! ^-^ Najfajniejszy odcinek jak do tąd .. Chciałabym, aby Tunia była z Dzojdzem ;( Pasują do siebie <3
W Twojej wypowiedzi jest błąd. Tunia miała 15 lat, gdy zaczęła się uczyć w Hogwarcie, teraz 6 lat później i ma 21 lat, a on 38 to nie tak dużo, a poza tym, jeszcze wiele się wydarzy...
UsuńAha, no tak. Zapomniałam, że ona tak późno zaczęła Hogwart .. Po za tym, wzięłam te liczby "z sufitu" xd
UsuńZgadzam się z Slytherin. ^^ Fajnie by było gdyby George był z Annabeth. : ))
OdpowiedzUsuńAnnabeth i Snape? Coś tak czułam, że może być między nimi. W ogóle po tym jak się raz nim zachwycałaś. Mam nadzieję, że kolejny odcinek przyniesie jeszcze więcej niespodzianek.
OdpowiedzUsuńKocham tego bloga nad życie i należę do Twojej grupy na NK.
OdpowiedzUsuńOMG wspaniała jesteś xD
Ale jaka grupa? Czy ja mam już fan page'a? Raczej wątpię... Ale ja też nie zakładałam grupy na NK,ale spoko :)
UsuńA mogę dostać adres do grupy?
http://nk.pl/#grupy/37877 Proszę oto link. Ale i tak większość moich znajomych i przyjaciół twierdzi, że jestem roztrzepana :P Mogło mi się coś pomieszać XD
OdpowiedzUsuńA to nie moje xd Ale to nic :)
UsuńUdostępniajcie adres bloga !!
Proszę..
piosenka się nie odtwarza
OdpowiedzUsuńkońcówka jest najlepsza- bardzo polubiłam twoje opowiadanie
ach uczą małego psikusów hahaha
OdpowiedzUsuńten taniec bardzo mi się podobał i czytam dalej