niedziela, 11 listopada 2012

Odcinek 7.

Obudził mnie nagły ruch w sypialni. Otworzyłam zaspane oczy i przeciągnęłam się leniwie.
- O.. już wstałaś? - powiedziała Angela, moja współlokatorka.

Angela miała krótkie blond włosy i oczy tak niebieskie, że prawie nie było widać, gdzie kończyły się jej tęczówki. Już zdążyła ubrać swój mundurek. Właśnie rozczesywała włosy.
- Cześć Annabeth. - pomachała do mnie Victoria.
Ona również miała krótkie włosy, ale miała czarne włosy. Ile ja bym dała, aby mieć chociaż podobny odcień włosów jak ona. Miała zielone oczy. Takie dwie małe oliwki.
 - Cześć. - zsunęłam się z łóżka. - Jaką mamy pierwszą lekcję?
- Eliksiry. - powiedziała Rita, która akurat weszła do pokoju.
Najwyraźniej musiała myć włosy, ponieważ krople wody zsuwały się z jej zakręconych końcówek. No chyba, że ktoś zrobił jej lany poniedziałek. Uśmiechnęłam się mimowolnie.
 - Zobaczysz, będzie fajnie. - powiedziała Angela.
Nagle dziewczyny zaczęły się śmiać. Nie wnikałam o co im chodziło. Usiadłam na brzegu łóżka i zaczęłam się ubierać. Założyłam jakąś ciemną koszulkę z krótkim rękawem, granatowe rurki i moje trampki.
- Wybacz, ale w czasie lekcji obowiązuje nas inny ubiór. - powiedziała Rita.
- Słucham?! - spytałam.
- Wyglądasz ładnie, ale niestety musisz założyć to co wszystkie. - wskazała na ubiór reszty dziewcząt.
Wszystkie miały założone spódniczki do kolan, długie, białe skarpety, czarne buty i szary sweterek. Do niego miały przyszyte godło Raveclawu i niebieski krawacik.
- Eh.. - westchnęłam i założyłam to co one.
Na moje nieszczęście spódniczka okazała się za krótka i ledwo zakrywała moje pośladki. To się starsi chłopcy ucieszą.
Dziewczyny próbowały wydłużyć moją spódniczkę, jednak na próżno. Nie dała się rozciągnąć.
- No trudno. - powiedziałam.

Parę minut później schodziłyśmy już do Wielkiej Sali na śniadanie. Kot został w sypialni, żeby nikomu nie przeszkadzał. Żal mi go było, więc zostawiłam otwarte drzwi sypialni.
- Nie będzie tak źle. - Rita szturchnęła  mnie łokciem.
- Niczym się nie martwię. - westchnęłam i wróciłam do swojego jakże twórczego zajęcia - mieszanie widelcem w jajecznicy.
- Hej. - powiedziała Isabell. - Ja też przez to przechodziłam.
- No wiem. - odłożyłam widelec.
- To jak. Gotowa, aby zmierzyć się z subtelną, a jednocześnie ścisłą sztuką przyrządzania eliksirów? - spytała Angela.
Krukoni wybuchli śmiechem. Nie chciałam być gorsza lub pokazać, że nie zrozumiałam żartu, więc też się zaśmiałam. Nagle ktoś chrząknął i nastała cisza. Rozejrzałam się wokół siebie. Obok nas przeszedł profesor Snape. Dziś także miał na sobie czarną szatę. Na chwilę się zatrzymał obok Angeli i wyszedł z Wielkiej Sali.
- Udało nam się. Nie przyłapał nas. - odezwał się jakiś chłopak.
- Widzieliście jego minę? - spytałam. - On zawsze taki jest?
- To znaczy, jaki? - spytała Isabell.
- No, taki zimny... - wyszeptałam.
- E.. Nie przejmuj się. Nikogo nie lubi.
- No oprócz Ślizgonów. - krzyknął przez stół Roger.
- To jak, idziemy? - powiedziała Rita, wstając od stołu.
Spojrzałam na swój talerz. Śniadanie było nie tknięte. Wzruszyłam ramionami.
- Okej. - odeszłam od stołu.
Zeszłyśmy po schodach. Kiedy już całkiem znikło światło, bijące z Sali Wejściowej, nagle pojawił się chłód i ciemność. Wsunęłam dłonie do kieszonek w spódniczce. Teraz żałowałam, że nie założyłam rajstop.
Ściany jak i podłoga obłożone były zimnym kamieniem. Były wykrojone pod idealnym kątem. Tak idealnie gładkich ścian nigdy jeszcze nie widziałam. Na ścianach, tak jak i na wieży Ravenclaw'u, wisiały zapalające się pochodnie. Po około 3 minutach dobiegli do nas chłopcy z pierwszej klasy.
- I jak Annabeth, boisz się? - zapytał jeden z nich. O ile dobrze pamiętałam miał na imię Alex.
- Nie mam się czego bać. - podniosłam wysoko głowę. - Przynajmniej tak myślę.
Po kolejnych 3 minutach stanęliśmy obok dużych drewnianych drzwi.
- Jesteśmy. To jest nasza sala od eliksirów. - powiedziała Angela.
Pod salą stała bądź siedziała druga grupa uczniów. Stwierdzając w oparciu na wzroście, byli to inni pierwszoklasiści. Kilka osób pomachało do mnie. Ktoś się przedstawił. Nawet nie starałam się zapamiętać ich imion. I tak je zaraz zapomnę, pomyślałam.
Oparłam się plecami o ścianę. Przesunęłam dłonią po niej. Fakt, była zimna w dotyku, ale przez swoje idealne wycięcie, kamień był ciepły.
Westchnęłam cicho. Mój dwutlenek węgla (IV) zmienił się w parę zaraz po wydobyciu się z moich ust.
Przymknęłam powieki i zastanawiałam się nad tym, co dzisiaj się wydarzy w domu. Co nowego wymyśli Baron? Z czego będzie się śmiała mama? Czy Łukasz w końcu nauczy się wymawiać dobrze słowo " marchewka " ? Czy tata wróci dziś do domu?
Moje myśli rozwiał nagły szelest szaty i chrzęst otwieranego zamka. Bez żadnego zaproszenia weszliśmy do sali. Bez chwili zastanowienia usiadłam w pierwszej ławce przy drzwiach. Kiedy wszyscy weszli do sali, nastąpiła głucha cisza. Jedyne co usłyszałam to odgłos zamykanych drzwi. Koło mnie szybkim krokiem przeszedł Snape. Jego szata furkotała głośno. Jego oziębłość nasiąkła całą salę. Albo odwrotnie. Mężczyzna nasiąkł chłodem sali. Trudno stwierdzić.
Spojrzałam w bok. Miejsce obok mnie wyglądało na puste. A może tak mi się tylko zdawało. Ruchem ręki przecięłam powietrze nad krzesłem. Nie wyczułam zimnego punktu. A może tylko dlatego, że cała sala była jednym zimnym punktem? Ale raczej w to wątpię. Na szczęście nikt do mnie nie usiadł, więc cała ławka była dla mnie. Nigdy nie lubiłam dzielić z kimś ławkę.
- Nie przeszkadzam ci?
Wyprostowałam się, kiedy usłyszałam cichy głos, niemalże szept, który przeciął powietrze jak najostrzejsza katana. Podskoczyłam na krześle, kiedy zauważyłam, że Snape stoi przy mojej ławce. Oparł się dłońmi o blat i patrzał na mnie takim wzrokiem, jakbym popełniła przestępstwo a on przyłapał mnie na tym. W sumie to była prawda. Wstałam.
- Nie, panie profesorze. Przepraszam. - i usiadłam.
- Jak ty się w ogóle nazywasz?
- Fox... Annabeth. - ponownie wstałam.
- Nowa... Nikt cię jeszcze nie nauczył jak się powinno zachowywać na moich lekcjach? Nie? To dobrze. Ja to zrobię... Oto pierwsza lekcja. Nie zajmuj się rzeczami, które nie są związane z MOJĄ lekcją.
Po sali przeszedł cichy szmer.
- Cisza... - powiedział.
- To się więcej nie powtórzy, panie profesorze.
- Jesteś pewna? Wiele osób tak mówi.
Spojrzał na klasę.
- Cisza. - powtórzył, ponieważ ciche rozmowy stały się bardziej wyraźniejsze.
Zmierzył mnie wzrokiem i odszedł.
Świetny początek nauki, pomyślałam. Wzięłam do ręki pióro i zamoczyłam go w atramencie. Starałam się pisać bardzo dokładną notatkę i chyba mi się udało. W połowie drugiej godziny eliksirów, Snape dał nam temat i mieliśmy go opisać na podstawie dzisiejszej lekcji. Kiedy się przechadzał wzdłuż ławek, stanął obok mnie i przez ramię sprawdzał moją pracę. Chrząknął cicho i wskazał na trzeci akapit mojego wypracowania.
- Skąd to wiesz? - spytał.
- Profesor powiedział o tym na poprzedniej godzinie.
- Powiedziałem tylko część. - spojrzał na mnie podejrzliwie. - Nie pozwoliłem używać podręcznika.
- Ale ja nawet go nie otwierałam.
- W podręczniku są same bzdury.
- Ale to jest źle, czy dobrze?
- Nie pyskuj...
- Ale ja nawet...
- Nie. - podniósł wysoko palec wskazujący. - Minus 4 punkty dla Ravenclaw'u.
- Eh.. - westchnęłam.
- Jeszcze masz coś do powiedzenia, Fox?
- Nie. - podniosłam pióro i zabrałam się za dalsze pisanie. 
Pół godziny minęło bardzo szybko. Kiedy skończyłam pisanie, zostało mi jeszcze 15 minut. Wzrokiem przejrzałam jeszcze raz moją pracę, po czym wstałam i położyłam wypracowanie na biurku Snape'a. Ten spojrzał na mnie i wrócił do swojej lektury.
Wróciłam na miejsce i rozejrzałam się po klasie. Tak jak na korytarzu, ściany były z kamienia. Gdzie nie gdzie płonęły pochodnie. Między nimi wisiały dębowe półki, zapełnione słoikami z formaliną. Poznałam po zapachu tego płynu konserwującego. W wielkich słojach pływały, a raczej unosiły się, żaby, traszki, rybki, owady i... ludzkie oczy? Spojrzałam na regał obok mnie. Dwa słoje były czarne przy zakrętkach i czerwieniały w kierunku dna. Czyżby krew?
Spojrzałam na wskazówki zegara. Jeszcze 5 minut. Zaczęłam wystukiwać palcami jakiś rytm, ale kiedy zobaczyłam minę profesora, natychmiast zaprzestałam.
Przez moment przyjrzałam się jego oczom. Były takie same jak te w sobotnim śnie. Kolejne chrząknięcie. Snape patrzył się na mnie. Potrzebowałam chwili, aby się zarumienić. Znów zostałam przyłapana. Tym razem na gapieniu się na niego. Na szczęście swoje spojrzenie przeniósł na chłopca, który oddał mu swoje wypracowanie. Wykorzystałam okazję i spakowałam podręcznik do torby. Kiedy chowałam pióro, przez przypadek szturchnęłam łokciem swój kałamarz. Próbowałam go złapać. Jednak na darmo. Na moje nieszczęście stłukł się na podłodze, plamiąc atramentem nie tylko podłogę, ale książki, torbę, mnie i... Snape'a, który stał tuż przede mną. W ręku trzymał kilka prac, które, na szczęście, były czyste.
- O kurwa. - mruknęłam po polsku, tak aby nikt mnie nie zrozumiał.
- Fox. - wysyczał. - Szlaban i minus 50 punktów.
- Lubię to. - mruknęłam pod nosem.
- A teraz wyjdź z sali, bo ...
Dałam mu chwilę, aby dokończył. Jednak nic więcej nie powiedział.Więc wstałam i wyszłam z sali. Jakie to wspaniałe uczucie, kiedy zostajesz wyproszona z sali, wszyscy się na ciebie gapią, niektórzy chichoczą i na dodatek masz za krótką spódniczkę. Zamknęłam za sobą drzwi i rozsiadłam się pod drzwiami. Wyciągnęłam chusteczki z torby i zaczęłam wycierać buty. Jeszcze bardziej pogorszyłam ich wygląd. Tusz się rozmazał jeszcze bardziej. Dłonie zabarwiły się na granatowo. Schowałam chusteczki w torbie. I tak już nic nimi nie zrobię.
W końcu inni zaczęli wychodzić z sali. Tylko Angela zatrzymała się przy mnie.
- Masz do niego przyjść. - powiedziała.
- Niestety, nie mogę zostać z tam z tobą. Poczekam na ciebie tutaj. - wepchnęła mnie do sali.
Snape opierał się o swoje biurko.
- Chcesz coś powiedzieć? - spytał podnosząc na mnie wzrok.
- Przepraszam.
- Tylko tyle? Jestem w szoku. Tyle dzisiaj zrobiłaś, a ty tylko "przepraszam"?
- Ale prac nie zniszczyłam. A profesora buty są... czyste. - spojrzałam na jego buty.
- Teraz tak. - podszedł do jednego z regałów i podał mi mały flakonik.
- Weź to i wylej na swoje poplamione rzeczy, ale kroplę, a nie wszystko. - powiedział.
Wyłożyłam podręczniki z torby i zrobiłam wszystko według jego instrukcji. Krople zajaśniały a plamy związały się z płynem i spłynęły jak łza po policzku.
Oddałam mu flakon.
- A co do szlabanu... - odłożył flakon. - Unieważnię ci go pod jednym warunkiem.
Spojrzałam na niego wyczekująco.
- Jakim? - powiedziałam w końcu.
-  Oddasz mi kota. Jutro ci go oddam.
- Ale...
- Żadnego "ale". Koniec i już. Przyniesiesz mi go na dzisiejszej kolacji. I koniec. To jest twój szlaban.
- No dobrze. Ale chcę go z powrotem żywego.
- Z tym będzie problem, bo uwielbiam pieczone koty w sosie czosnkowym. Żegnam cię.
Snape wyszedł z sali do swojego gabinetu. Poczekałam chwilę i opuściłam salę. Angela czekała na mnie. Nic nie mówiąc poszłyśmy na kolejne lekcje.
O dziwo dzień minął spokojnie. Nikt mi nie dokuczał z powodu dzisiejszych zdarzeń.
Kiedy nadszedł wieczór, zeszłam z dziewczynami do Wielkiej Sali. Snape już tam był. Kiedy przechodził koło mnie, pokazałam że mam Behemota. Po kolacji podszedł do mnie.
- To jest Behemot. - powiedziałam.
- Widzę. Jutro go dostaniesz. Przed śniadaniem ci go oddam, tak żeby nikt nie zobaczył, że go nie miałaś.
- Jasne. - oddałam mu kota. -  A mam pytanie. Po co on profesorowi?
- Słyszałem o czymś i chcę sprawdzić czy to prawda.
- Będzie go profesor jadł?
- Oczywiście. Jutro go dostaniesz. Całego. No może bez ogona lub czegoś tam.
Już miałam protestować, ale Snape odszedł. Kot nie wyrywał mu się. Zdziwiłam się, bo każdy kto próbował go pogłaskać, on albo drapał, gryzł i uciekał.

Dzisiejszej nocy trudno mi było zasnąć. Bałam się o kota. Co on mu zrobi? Czego on od niego chce? A może tu są takie zasady? Wybrudziłeś nauczyciela - oddawaj kota. Uśmiechnęłam się. Po pewnym czasie, byłam pewna, że minęło parę godzin, w końcu zasnęłam.

Następnego dnia Snape wywiązał się z obietnicy. Kot był cały, niczego mu nie brakowało. Zachowywał się tak jak wcześniej. Tylko jedno u niego się zmieniło. Wzrósł mu apetyt.

12 komentarzy:

  1. BOSKIE !!!
    Nareszcie coś na poziomie. Jak czytam niektóre blogi to mi się po prostu Płakać chce a tu mogę tylko komplementować :D
    Zastanawiam się co Snape zrobił Behemot'owi ale tego niestety dowiem się dopiero w następnym rozdziale więc spiesz się i dodawaj NN.
    Czekam i Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Jako, że jestem na biol-chemie podbiłaś moje serce ,,Mój dwutlenek węgla (IV) zmienił się w parę zaraz po wydobyciu się z moich ust." :) Ogólnie błędów nie zauważyłam, zabrakło mi jednego przecinka i to tyle. Jak zwykle rozdział jest świetnie napisany! Jak to powiedziała Annabeth ,,Lubię to." Pisz dalej koniecznie, bo zwariuję! Uwielbiam Cię. <3
    Życzę weny i pozdrawiam,
    Lawenda :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetne !
    Kocham twoją wersję Harrego Pottera.
    Jest niesamowita.
    Czekam na dalsze rozdziały ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetne, genialne, znakomite. Ale czytając jest mi przykro że nie trafiła do slytherin, gdybym czytała twój blok jak było głosowanie do którego domu pójdzie to bym się postarała żeby trafiło na slytherinu :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Jest dobrze ;) Nie czytam za często Twojego bloga ale chyba zacznę . Powodzenia :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetne :)Czekam na 8 odcinek ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Genialne! Pisz dalej! :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Jesteś boska. Uwielbiam Annabeth <3

    OdpowiedzUsuń
  9. Kocham tego bloga ! <3 Świetnie piszesz, widaą , że masz talent. :)
    Czekamy na 8 odcinek ! <33

    OdpowiedzUsuń
  10. To zdjęcie ze Snapem mnie rozwala. Ciekawe czy miał taką samą minę jak mówił Anabeth,że nie będzie szlabanu jeśli odda mu kota.

    OdpowiedzUsuń
  11. ja bym nie chciała mieć takiego nauczyciela ani przeżyć takiej lekcji.

    OdpowiedzUsuń