Obudziłam się przed południem. Mogłam sobie pozwolić na dłuższe spanie, ponieważ nadeszła sobota. Tej nocy nie dręczyły mnie koszmary. Już nie przyśnił mi się zamek i tajemnicza postać.
Usiadłam na łóżku i przeciągnęłam się leniwie. Z tego wysiłku przymknęłam oczy.
Na czarnym tle zobaczyłam połyskujące oczy bez dna. Tak były czarne. Nie widziałam w nich swojego odbicia. Biła od nich wrogość i chłód, który poczułam na własnej skórze.
Szybko rozwarłam powieki. Zrzuciłam ciepłe stopy na zimny parkiet. Jak nic powinnam dostać szoku.
Nagle zaskrzypiały drzwi do mojej sypialni. Przez drzwi wyglądała uśmiechnięta twarz mamy.
- Dzień dobry, kochanie. - uśmiechnęła się ciepło.
- Cześć. - odpowiedziałam, ziewając.
Mama zaśmiała się cicho i usiadła na moim łóżku.
- Zapomniałaś coś zrobić wczoraj.
Starałam sobie przypomnieć co, ale jakoś nie mogłam na to wpaść.
- Wysłałam za ciebie sowę do szkoły. - powiedziała w końcu.
O fuck, pomyślałam. Jak mogłam o tym zapomnieć?
Rzuciłam się mamie na szyję.
- Dzięki! - szepnęłam.
- Nie ma za co. Nie co dziennie jest okazja do wypuszczenia córki na cały rok. - zaśmiała się.
Gdyby powiedziała to kiedy indziej, to bym się obraziła. Ale śmiała się tak szczerze, że zaczęłam się śmiać razem z nią.
- Jakieś plany na dzisiaj? - spytałam.
- Tak. Idziemy - zrobiła w powietrzu nawiasy - na ulicę Pokątną, żeby kupić ci potrzebne rzeczy na ten rok szkolny.
- Okej. - uśmiechnęłam się.
- A teraz wstawaj i schodź na śniadanie. - powiedziała, wstając. - Czemu wszyscy dziś tak długo śpią? Tata i Łukasz jeszcze sobie chrapią.
Kiedy mama opuściła poddasze, szybko wyskoczyłam z łóżka i ubrałam jakąś koszulę i krótkie spodenki. W podskokach zeszłam do kuchni.
Ściany kuchni były koloru beżowego. Białe szafki świetnie pasowały do tego odcienia. Na podłodze pod stołem leżał również biały dywanik. Drewniany stół i 4 krzesła z materiału przypominającego wiklinę.
Usiadłam na jednym z nich i patrzałam jak mama krząta się po kuchni.
- Opowiedz mi coś o Hogwarcie. - powiedziałam.
Mama spojrzała na mnie. Widać było w jej oczach, że czekała, aż ją o to zapytam.
- W szkole są 4 domy - Slytherin, Gryffindor, Hufflepuff i Ravenclaw. Ja należałam do Hufflepuff'u a twój ojciec do Gryffindoru. Hogwart to najbezpieczniejsze miejsce w świecie magii, więc nie martw się, że grozi ci niebezpieczeństwo. Szkoła liczy ponad tysiąc lat. Mugole, to znaczy zwykli ludzie, widzą tę szkołę jako ruiny zamku, który jak głosi tabliczka grozi zawaleniem. Dlatego nie kręcą się tam mugole. - spojrzała na mnie. - Mogłabym godzinami opowiadać o tej szkole, ale widzę, że jesteś głodna, więc smacznego. - powiedziała i wyciągnęła podobny kijek, jaki miał tata.
Zgrabnym ruchem zrobiła kółko w powietrzu tym o to patykiem. Nagle otworzyły się szafki a z nich wyleciała miska z łyżką, a z lodówki mleko. Gdzieś z górnej półki spadło pudełko z płatkami.
Chwyciłam karton z chrupkami. Niestety były puste. Mama chyba musiała zauważyć moją zmianę nastroju i w mgnieniu oka pudełko samo się napełniło. Zrobiłam jeszcze bardziej zdziwione oczy. Słodki Jezu, jak ja musiałam komicznie wyglądać.
Po skończonym śniadaniu, mama powiedziała, żebym się ubrała i z powrotem wróciła do salonu.
Szybko się ubrałam w dżinsy i luźny T-Shirt z śmiesznym napisem. Kiedy schodziłam po drewnianych schodach do salonu, sięgnęłam po fioletowe trampki za kostkę. U podnóży schodów usiadłam i zawiązałam buty. Weszłam do salonu. Przede mną stała mama w czarnym topie, czarnych rurkach i czarnych trampkach. Nie wiedziałam, że mamy podobny gust.
Stanęłyśmy przed gołą ścianą. Gołą nie licząc parę moich bazgrołków na ścianie oprawionych w ramkę. Mama zdjęła rysunki i w jednej sekundzie był tam komin. Spojrzałam niepewnie na mamę.
- Weź list z Hogwartu. - wskazała na papier na stoliku.
Wykonałam polecenie.
- A teraz weź garść tego proszku. Taak.. Wejdź do komina., i powiedz wyraźnie "NA POKĄTNĄ" i rzuć ten pył w stopy, ale swoje. - powiedziała.
Zrobiłam tak jak mi kazała. Nagle niebieskawy płomień zaczął lizać moje stopy i objął mnie całą. Już miałam krzyknąć kiedy nagle zmieniła się sceneria. Byłam na ruchliwej alejce. Kiedy się obejrzałam za siebie, zmaterializowała się mama, która wyszła z niebieskiego ognia.
- Witaj na ulicy Pokątnej. - uśmiechnęła się.
POZDROWIENIA DLA MOJEJ MAMY, KTÓRA SAMA CHCIAŁA PRZECZYTAĆ MOJEGO BLOGA :)
Super !!! :D
OdpowiedzUsuńZ niecierpliwością czekam na C.D.
Mam nadzieje ze będzie jak najszybciej ;)
Pozdrawiam !!!
P.S. Jeśli twoja mama chce go czytać to ma świetny gust ;P
Hej, bardzo podoba mi się Twoja opowieść. Błędów nie zauważyłam. Twoja historia jest taka ,,prawdziwa", dlatego tak strasznie mi się podoba. Zaczęłaś świetnie i widzę, że się rozkręcasz. Ja również z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny,
Lily Jones :)
Piszesz krótko, ale przyzwyczaję się. xD
OdpowiedzUsuńBędę wpadać rzadziej, żeby móc przeczytać kilka postów na raz. ;)
Pisz dalej i również pozdrawiam twoją mamę. ;P
Pozdrawiam Zuza
po za tym, że ją nie zdziwiło to wszystko, że jest czarodziejką i ta magia jest wszystko spoko
OdpowiedzUsuń