piątek, 14 września 2012

Odcinek 5




Koła ekspresu leniwie zaczęły się toczyć, aby po paru sekundach, gdy opuściły peron, móc pędzić jak oszalałe przed siebie. Tory były wyjeżdżone, przez co przy każdej nierówności bujało mną.
Tego dnia do ekspresu Londyn - Hogwart doczepiony był tylko jeden wagon. Gdzieś w środkowym przedziale, rozłożona na trzyosobowej kanapie, leżała moja skromna osoba.

Buty oczywiście zdjęłam, aby nie pobrudzić tapicerki. A więc jak już wspominałam, leżałam na kanapie w białych skarpetkach.
Przez pewien czas patrzałam na zamazane sylwetki budynków, które przerzedzając się ustąpiły miejsce pojedynczych drzew.
Po długim patrzeniu na pola i lasy za szybą, wyciągnęłam z torby książkę.
Otworzyłam ją w miejscu, którą zaznaczyłam jakąś kartką.
Czytanie sprawiało, że czas mijał szybciej i nie musiałam odpowiadać na idiotyczne pytania.
Właśnie kończyłam kolejny rozdział, kiedy do mojego przedziału zapukała uśmiechnięta kobieta z dołeczkami w policzkach.

- Może coś do zjedzenia, rybko? - spytała.

W odpowiedzi zaburczało mi w brzuchu. Popatrzałam na zegarek. Było już po 15. a nic nie jadałam - oprócz śniadania.


- Mmm.. Chętnie. - odłożyłam książkę na bok.


Dopiero teraz zauważyłam obłożony słodyczami wózek, stojący koło kobiety.
Były słodycze każdego rodzaju. Ale nie było moich ulubionych batonów. Niczego nie znałam.


- Yyy.. a co pani poleca? - spytałam.
- Trudne pytanie. Są Fasolki wszystkich smaków Bertiego Botta, najlepsze balonówki Drooblego, czekoladowe żaby, paszteciki z dyni, beczułki, likrowe pałeczki. - pokazała.
- To poproszę 4 paszteciki z dyni.
- 5 knutów.
- A które to?
- Te brązowe. - uśmiechnęła się. - Nie wyglądasz na czarodzieja, który jedzie po pierwszy do Hogwartu. Zwykle w pierwszych klasach są 11-latki.


Skrzywiłam się. Będę w klasie z maluchami? To źle.
Podałam kobiecie 5 brązowych monet.


- Jeszcze tu wpadnę kiedy będziemy już w Hogwarcie. - i wyszła.


Wróciłam na swoje miejsce. Najwyraźniej dotarła do Behemota zapach pasztecików, bo kiedy usiadłam zaczął się łasić. Ułamałam kawałek pasztecika i dałam kotu.
Położyłam sobie na brzuchu resztę pasztecików i wróciłam do książki.
Czytałam "Lśnienie" Stephena King'a. Przeczytana kolejna strona i kolejna, a po niej następna. I tak przewracałam kartki dopóki nie zaczęło się robić ciemno za szybą.
Po raz kolejny za drzwiami pojawiła się postać miłej kobiety, która powiedziała, że to już koniec podróży i powinnam już założyć swoją szatę.


Pociąg powoli zatrzymywał się. Odłożyłam książkę. Hej.. gdzie są moje paszteciki? Przecież przed chwilą tu były. Spojrzałam na kota. Na jego pyszczku były okruchy pasztecików.

- Kocie-Behemocie, co TY sobie wyobrażasz? - powiedziałam.


Co już się stało to się nieodstanie. Trudno, takie życie.
Schowałam książkę do torby i wyciągnęłam swoją szatę. W czarnym było mi do twarzy. Przynajmniej raz miałam na sobie w którym nie musiałam się wstydzić. Żaden róż ani coś podobnego. Chociaż chodzenie w takiej szacie na co dzień do mojego liceum bym się nie odważyła.


W końcu pociąg zatrzymał się. Założyłam szybko swoje glany i wyszłam z ekspresu, trzymając swoją torbę. Za mną wyszedł mój kocurek.


- Ah! - krzyknęłam na widok wielkiego mężczyzny, stojącego na peronie.
- Cholibka! Czyżbym aż tak cię przestraszył, dziewuszko? - spytał mężczyzna. - Przepraszam.
- Nie szkodzi. - uśmiechnęłam się.


Facet miał czarne, wesołe oczy. Promieniowało z nich szczęście i ciepło. Nosił długą czarną brodę. I był bardzo wysoki.


- Jestem Ruberus Hagrid, ale mów mi po prostu Hagrid. - powiedział.
- Dobrze. Jestem Annabeth Fox. - przedstawiłam się.
- Miło poznać. Ale koniec gadania. Musimy się pośpieszyć jeśli chcesz zdążyć na kolację. - wyciągnął wielką dłoń i chwycił za moją torbę. - A i weź na ręce swojego pupila. - wskazał na Behemota.


Wzięłam na ręce kotka, co nie zbyt mu się spodobało. Hagrid podniósł swoją lewą dłoń i ruszył przed siebie w kierunku gęstego lasu, oświecając sobie ledwo zauważalną dróżkę.


- Chodź za mną. Tylko szybko. - powiedział.


Ślizgając się i potykając, ruszyłam za Hagridem po stromej ścieżce. Jak na wrześniowy wieczór było już bardzo ciemno, nawet nie widziałam tarczy księżyca. Być może korony drzew go zasłoniły.
Wąska ścieżka w końcu wyprowadziła nas na skraj wielkiego, czarnego jeziora. Noc okazała się bardzo gwieździsta a nad drzewami wisiała wielka tarcza księżyca. Była pełnia. Po drugiej stronie, osadzony na wysokiej górze, z rozjarzonymi oknami na tle gwieździstego nieba, wznosił się ogromny zamek z wieloma basztami i wieżyczkami.


- Robi wrażenie, co nie? - powiedział Hargrid wyrywając mnie z zamyślenia.
- I to bardzo.


Doszliśmy do brzegu jeziora, gdzie cumowały pojedyncze drewniane łódki. Hagrid jak dżentelmen pomógł mi wejść do jednej z nich, po czym usiadł naprzeciw mnie. Kot usiadł mi na kolanach, opierając łapki na rzepkach w kolanach. Patrzał na zarys zamku jak zaczarowany. Nie dziwię się. Widok był nieziemski.
Łódka odbiła się od brzegu i sama popłynęła w kierunku owego zamku.
Nagle przypomniał mi się sen w dniu, kiedy dostałam list z Hogwartu. Rozejrzałam się wkoło. Wszystko wyglądało identycznie. Dotknęła dłonią łódki. Nawet drewno było podobne w dotyku.


- Ja tu już chyba kiedyś byłam.
- Serio? A kiedy? - spytał Ruberus.
- Śniło mi się, że tu byłam przed paroma dniami. I wszystko wygląda identycznie. Nawet drewno jest takie samo w dotyku.
- Hmm. Może się nie znam, ale chyba będziesz dobra we wróżbiarstwie. - uśmiechnął się. - Schyl głowię.


Łódka dopłynęła do skały porośniętej bluszczem. Złapałam kota i pochyliłam się. Wilgotne liście bluszczu dotknęły moich pleców. Wyprostowałam się i obejrzałam się za siebie. Kurtyna bluszczu od razu zasłoniła otwór w skale, przepuszczając pomiędzy pnączami światło księżyca.
Teraz płynęliśmy ciemnym tunelem. Jedynym źródłem światła była lampka Hagrida. Podróż drogą wodną skończyła się w podziemnej przystani.
Wyszłam na skaliste, pokryte otoczkami nabrzeże. Poczekałam aż mój towarzysz wygramolił się z łódki i ruszyliśmy w górę wydrążonym w skale korytarzem, aż w końcu wyszłam na gładką, wilgotną trawę w cieniu zamku.
Ten sam widok widziałam w swoim śnie. Tylko brakowało tajemniczego mężczyzny w czerni. Miałam nadzieję, że w śnie to nie był Hagrid.
Wspięłam się po kamiennych stopniach i zatrzymałam się przed olbrzymimi dębowymi drzwiami.


- To ja ciebie zostawiam. - powiedział Hagrid, oddając moją torbę.
- Co? - spanikowałam.
- Spokojnie. Zaraz przyjdzie profesor McGonagall. - uniósł pięść i trzykrotnie uderzył w bramę zamku.


Drzwi od razu się otworzyły i w wejściu stanęła czarownica w zielonkawej szacie.

- To jest profesor McGonagall. - powiedział Hagrid.

Kobieta kiwnęła głową i Hagrid odszedł.

- Zapraszam do zamku, panno Fox. - otworzyła szerzej drzwi.

Sala wejściowa była wielka. Tak wielka, że mogłaby zmieścić cały mój dom i trochę ogródka. Ogień w pochodniach oświetlały kamienne ściany. Sklepienie ginęło w mroku, a wspaniałe marmurowe schody prowadziły na piętro.
Ruszyłam za profesor McGonagall. Zza drzwiami po prawej stronie dochodził gwar. Z pewnością reszta uczniów musiała już tam być, ale czarownica zaprowadziła mnie do komnaty po przeciwnej stronie.

9 komentarzy:

  1. bardzo dziecinne jest podkreślanie na każdym kroku "nie róż czy coś takiego", naprawdę, niczemu to nie służy :)
    za to gigantyczny plus za Lśnienie, moja ulubiona książka. i ogólnie King <33

    OdpowiedzUsuń
  2. Zgadzam się z powyższą wypowiedzią.... Co to k*rwa niby jest!?!? To jest hańba dla HP i obraza dla J.K. Rowling.... Poczytaj porządne ff o HP....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Drogi Anonimie,
      Jeżeli nie chcesz czytać tego oto bloga, to nie czytaj. Każdy może pisać co mu się podoba, a ten ff nie jest ani hańbą, ani obrazą dla J.K. Rowling. Nie podoba Ci się nie wracaj tu, ale nie komentuj w taki sposób. Jeżeli chcesz się wypowiedzieć, to wypowiedz się kulturalnie, powiedz co Ci się nie podoba, ale nie pisz o hańbie i obrazie dla pani Rowling. Nie musisz pokazywać jaki/a to jesteś niewychowany.

      Usuń
  3. Droga Cherry,
    Rozdział był bardzo miły i lekki. Brakowało kilku przecinków, ale ogólnie nie było źle. Popieram wypowiedź Maria N. Joy, że pisanie o różu jest trochę dziecinne. Ja także bardzo lubię Kinga. Czekam na kolejny rozdział.
    Pozdrawiam i życzę weny,
    Lawenda :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Dzięki za słowa krytyki, już wiem w czym muszę się podciągnąć :)

    Może nie mam jakiegoś wielkiego daru do pisania, ale robię to co lubię i na takim poziomie jakim mi odpowiada. Nie będę pisać o tych - moim zdaniem - chorych paringach typu Sevmione, Snarry, Drarry (czy jak to się tam pisze).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I dobrze, że nie będziesz pisać, bo dla mnie są obrzydliwe takie paringi.
      Podobał mi się ten odcinek . :)
      Pozdrawiam Zuza

      Usuń
  5. A mnie jak zawsze się podoba :D
    Super że jest nowy odcinek !!! ;)
    Czekam na NN. Jak zawsze.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. Kocie-Behemocie, co TY sobie wyobrażasz?- ten fragment mnie rozśmieszył. Ciekawa jestem co będzie dalej. Myślałam, że będzie więcej nowych uczniów a nie tylko ona.

    OdpowiedzUsuń