Powód?
Poczułam, że brakuje mi powietrza. Zaczęłam machać rękami nad twarzą jak oszalała. Coś jednak ruszyło się na mojej twarzy. Chwilę potem dotarło do mnie świeże powietrze.
- Behemot! - warknęłam zaspana na kocurka.
Odpowiedziało mi zdziwione miauknięcie, w stylu 'No co?' . Kot zeskoczył z mojej twarzy i położył się na moim brzuchu. Podrapałam Kota-Behemota za uchem.
Spojrzałam na zegarek przy moim łóżku. Za dwie siódma, pomyślałam.
Zepchnęłam kota i zeszłam z łóżka. Podeszłam do szafy i naciągnęłam na siebie szlafrok - czarno-fioletowy, żeby nie było, że różowy czy cuś. Ja różu nie wyznaję.
Zeszłam na dół po schodach do kuchni.
Wyłożyłam z szafki płatki i szybko skoczyłam po mleko do lodówki. Przysunęłam do blatu krzesło barowe. Hej, jeszcze miska. Gdzie ja jestem myślami? Zeskoczyłam z krzesła i wyłożyłam sobie miskę. Wróciłam z powrotem na swoje miejsce. W ciszy zjadłam swoje śniadanko.
Poczułam, że coś ociera mi się o lewe ramię. Usiadł przy mojej dłoni i delikatnie szturchnął swoją łapką mój nadgarstek. Jak zawsze na dnie zostało mi trochę mleka.
- Jesteś głodny, kocie? - podsunęłam mu miseczkę.
Behemot nie czekał na zaproszenie. Ledwo zapytałam, a on już lizał mleko.
Niech pije, na zdrowie.
Wyprostowałam się i spojrzałam na ulicę przez kuchenne okno. Ludzie w garniturach spieszyli się do pracy. Co jakiś czas pod oknem przechodziła młodzież z mojej szkoły. Zaraz przyjdzie i Ariane. Muszę napisać do niej wiadomość.
Wyciągnęłam czystą kartkę papieru i napisałam.
Sorry, ale nie będzie mnie w szkole. Wyjeżdżam. Nie wiem na jak długo.
Położyłam kartkę na stoliku przy drzwiach i wróciłam do kuchni.
Usłyszałam jak otwierają się drzwi sypialni rodziców. Ciche stąpnięcia na schodach.
- Cześć. Już nie śpisz? - tata pocałował mnie w czoło.
- Już nie. Zdążyłam zjeść śniadanie. Zrobić ci?
- Nie. Nie jestem głodny. - chwycił za jabłko, które przed chwilą turlał kot. - Ale owocku nie odmówię.
- To może coś do picia?
- To herbatę.
Zsunęłam się z krzesła i zaparzyłam dwie owocowe herbaty.
- Jestem taki szczęśliwy, że przysłali list z Hogwartu. - powiedział po chwili milczenia.
- Dlaczego?
- Razem z mamą myśleliśmy, że jesteś charłakiem...
- KIM?! - zachłysnęłam się herbatą.
- No charłakiem..
- A co to? To znaczy kto to?
- To osoba nie magiczna w rodzinie czarodziei.
- Ale wy macie nazwy... - pokręciłam głową. - Jestem ciekawa jak normalnych ludzi nazywacie..
- To mugole.
Zaczęłam się śmiać.
- Ja rozumiem, że chłopcy później dorastają niż dziewczyny. U ciebie magia ujawiła się teraz kiedy masz 15 lat. Musisz mieć coś z chłopaka. - popatrzał na mnie i zaczął się śmiać.
- Dzięki. - powiedziałam, udając obrażoną.
- A co to? - wziął do ręki karteczkę z wiadomością dla przyjaciółki.
- To dla Ariany. Chciałam jej to dać jeszcze przed wyjazdem. Ale coś się spóźnia. - popatrzyłam na zegar ścienny.
- Haha. Nie dziwię się jej. Dziś jest niedziela. - powiedział.
- Serio? - spojrzałam na kalendarz. - Faktycznie, dziś jest niedziela.
Wzięłam karteczkę od taty i porwałam ją.
- A co to? - wziął do ręki karteczkę z wiadomością dla przyjaciółki.
- To dla Ariany. Chciałam jej to dać jeszcze przed wyjazdem. Ale coś się spóźnia. - popatrzyłam na zegar ścienny.
- Haha. Nie dziwię się jej. Dziś jest niedziela. - powiedział.
- Serio? - spojrzałam na kalendarz. - Faktycznie, dziś jest niedziela.
Wzięłam karteczkę od taty i porwałam ją.
- Już spakowana? - zapytał..
- Yyyy. Momencik. - pobiegłam szybko do swojego pokoju.
Wszystkie książki były na wierzchu. To samo szaty i różdżka.
Tata stanął za mną.
- No nieźle. Poczekaj pomogę ci. - wyciągnął różdżkę.
- Pakuj! - powiedział i machnął różdżką.
Książki, ubrania i szaty, tiara, teleskop i waga poszybowały do kufra, który pojawił się znikąd i poukładały się w jego wnętrzu.
- Wow. - szepnęłam.
- Zapamiętaj to zaklęcie. Jest bardzo przydatne.
- Teraz rozumiem... Nauczysz mnie jeszcze jakiegoś?
- Nie ja tu jestem nauczycielem. Wszystkiego nauczysz się w szkole.
- A jak wytłumaczysz, dlaczego nie ma mnie w szkole?
- Zostaw to mamie. Ona się wszystkim zajmie.
Jasne, jak zawsze. Mama się wszystkim zajmie. Najcięższa robota zawsze spada na nią. Albo na mnie.
Tata uniósł różdżkę ponownie i kufer wystrzelił w górę. Poszybował za tatą.
Zeszłam po schodach za nim i lewitującym kufrem.
Kufer wylądował w kącie kuchni. Behemot zeskoczył z blatu na kufer i zwinął się w kłębek. Chwilę później usłyszałam ciche chrapanie.
Po dziewiątej obudził się Łukasz. Zaraz po zejściu skoczył do kota.
- Kotek. Kotek. Nie spij! - skakał dookoła kufra.
- A cio to? - wskazał pulchnym paluszkiem na kufer.
- Ania przecież idzie do szkoły. - powiedział tata i wziął malucha na ręce.
- Dzień dobry, wszystkim. - odezwała się mama.
- Cześć. - powiedzieliśmy jednocześnie.
- Już po śniadaniu? - spytała.
Nagle usłyszałam dudnienie na piętrze. Kilka sekund później u moich stóp skakał wesoło Baron.
Jak zawsze kiedy mowa o jedzeniu, on jest pierwszy. Nagle pies skoczył na kufer i patrzał na kota. W jego oczach było JEDZENIE? Czy to MOJE jedzenie?
- Ja tak. - powiedziałam, odpychając psa od śpiącego kota.
***
O dziesiątej wyszliśmy z domu. Tata ciągnął mój kufer do samochodu, kiedy ja żegnałam się z psem.
- Tylko nie rozrabiaj. - powiedziałam.
Akurat.. to na pewno by powiedział Baron, gdyby umiał mówić.
Zamknęłam drzwi na klucz i oddałam je mamie w samochodzie.
***
Za piętnaście jedenasta byliśmy na King's Cross.
Weszliśmy na zatłoczoną stację. W dłoni obracałam bilet.
- Czemu tu pisze PERON 9 i 3/4? Przecież takiego nie ma.
- A właśnie, że jest. To specjalny peron dla nas, czarodziei. - tata zatrzymał się, aby iść równo ze mną.
- O już jest.
Staliśmy między peron 9 a 10.
- Słuchaj. - nachylił się tata. - Idziesz prosto między peron 9 i 10. I nie martw się. Nie rozbijesz się. Jak się boisz to po prostu biegnij.
Jak powiedział tak zrobiłam.
Nagle wszystko się zmieniło. Przede mną stała lokomotywa Londyn-Hogwart. Spod jej kół buchała para. Tylko, że było pusto. Ja jedna stałam na peronie.
Zaraz potem stali obok mnie reszta rodziny.
- Masz pecha. Pojedziesz sama. - powiedziałam mama. - Ale to dobrze, będziesz mogła wypróbować nowy prezent.
- Jaki prezent? - spytałam.
- Taki. - tata wyciągnął zza siebie pudełko zawinięte w ozdobny papier.
- A co to takiego? - spytałam ponownie.
- Dowiesz się w swoim czasie. Nie otwieraj tego tu. - powiedziała mama.
- Dowiesz się w swoim czasie. Nie otwieraj tego tu. - powiedziała mama.
- O mamo. Dzięki. - pocałowałam każdego po kolei.
- Przepraszam. Bilet poproszę. - powiedział konduktor.
Podałam bilet niskiemu facetowi. Wszystko się zgadzało. Weszłam do pociągu. Zajęłam pierwszą kabinę. Wyjrzałam za okno i pomachałam rodzinie.
- Paa Ania. - machał Łukaszek.
- Cześć. - zawołałam.
Ekspres ruszył.